Skocz do zawartości


Zdjęcie
- - - - -

Ostatnie życie kota w butach

depresja anhedonia

  • Zaloguj się, aby dodać odpowiedź
13 odpowiedzi w tym temacie

#1 Ekspat

Ekspat

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 6 postów
  • Imię:Dominik
  • Płeć:Mężczyzna
  • Lokalizacja:Tu i tam

Napisano 03 lipca 2023 - 20:03


Cześć wszystkim,

Szukam miejsca, gdzie mógłbym spojrzeć z dystansu na to, co się ze mną dzieje. Właśnie zdiagnozowałem depresję i leczę się m.in. Mozarinem. Jest ciężko, szczególnie wczesne popołudnia są najgorsze. Ale wieczory też są straszne, bo nie mogę spać. I te ranki, kiedy się budzę kompletnie bez energii.
Zastanawiam się, co zmienić w swoim zachowaniu, żeby poczuć się trochę lepiej i zobaczyć światełko nadziei. Podobno pisanie pomaga, więc piszę. 

Syn niedawno poprosił mnie, żebyśmy obejrzeli nowego "Kota w butach". To niby film dla dzieci, ale okazuje się, że opowiada właśnie o depresji i kryzysie wieku średniego. Zacząłem oglądać i zrozumiałem, że czuję się jak ten kot w pierwszej połowie filmu, kiedy uświadomił sobie, że stracił juz osiem żyć i zaczął zwiewać przed śmiercią. Mam 47 lat i czuję się strasznie zmęczony. Zostało mi ostatnie życie i nie wiem, czy w moim przypadku będzie happy end. Nie mam myśli samobójczych, ale nie mam też już siły, żeby się ze wszystkim mierzyć. Kładę się z komórką czy komputerem na łóżku i godziny lecą. 

Nie wiem, czy same lekarstwa mi pomogą. Mam kłopotliwe relacje z rodziną po śmierci matki, co mnie strasznie zżera. Mój brat mnie odtrącił, choć sam ewidentnie ma masę kłopotów i prawdopodobnie też na coś cierpi. Chciałbym mu pomóc, ale nie daje mi tej szansy. Ojciec choruje na ChAD i powiedział mi wcześniej wiele takich rzeczy, które do dziś nie dają mi spokoju. Mam jeszcze swoją rodzinę, w tym jedno dziecko chore na ZA i czuję, że ich zawodzę.

Czy powinienem iść też od razu do psychoterapeuty, czy lepiej poczekać aż leki zaczną działać?

Jakie aktywności wprowadzić do swojego planu dnia, żeby poczuć się lepiej?

Chciałbym siebie polubić i sobie wybaczyć swoje słabości, jak piszą w poradnikach dla chorych na depresję, ale nie potrafię. Jak się do tego zabrać?

Trzymajcie się, 

Ekspat.



#2 nik_T

nik_T

    Nowy uczestnik

  • Bywalec
  • 29 postów
  • Imię:Tomek
  • Płeć:Nie ustawione

Napisano 04 lipca 2023 - 01:34

Hej trzymaj się mocno.

 

Co było dla Ciebie najdotkliwsze w zachowaniu ojca, i czy jako dziecko nauczyłeś się rozpoznawać nadchodzące zmiany pomiędzy depresjami a maniami, tak jak po ciemnych chmurach rozpoznaje się nadchodzącą burzę? Czy to się w ogóle da, czy pozostaje oczekiwanie w niepewności.



#3 Gość_tapatik_*

Gość_tapatik_*
  • Gość

Napisano 04 lipca 2023 - 08:17

Każda aktywność fizyczna jest dobra. Lepiej kiedy męczą się mięśnie niż mózg. Może być rower 20-30-40 km + siłownia. U mnie taki zestaw rozjaśnił nieco w głowie. Jeżeli potrzebujesz więcej energii, możesz sęgnąć po kreatynę, ale daje lepszy rezultat kiedy ruszasz się. Wg badań ma też działanie przeciwdepresyjne i coś w tym jest.

Depresja to twór, który żyje w nas i nie da rady istnieć samodzielnie. Bardzo lubi twoją aktualną formę i brak działania. Idealną pożywką dla niej jest właśnie kanapowanie ze smartfonem, laptokiem, czy wielogodzinne mielenie resztek mózgu przed tv. Źle czuje się podczas ruchu, przy nowych bodźcach, obserwacji przyrody, otaczającego świata. Chce, żebyś patrzył tunelowo, tylko w szarość, a w ostateczności w czerń. I jak to mówią, kiedy za długo wpatrujesz się w mrok, mrok zaczyna wpatrywać się w ciebie. Sprawdzone.
  • Willow47 i Adram lubią to

#4 Ekspat

Ekspat

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 6 postów
  • Imię:Dominik
  • Płeć:Mężczyzna
  • Lokalizacja:Tu i tam

Napisano 04 lipca 2023 - 10:42

Hej trzymaj się mocno.

 

Co było dla Ciebie najdotkliwsze w zachowaniu ojca, i czy jako dziecko nauczyłeś się rozpoznawać nadchodzące zmiany pomiędzy depresjami a maniami, tak jak po ciemnych chmurach rozpoznaje się nadchodzącą burzę? Czy to się w ogóle da, czy pozostaje oczekiwanie w niepewności.

 

Dzięki :)

 

No właśnie nie. Miałem poczucie, że z moją rodziną i mną jest coś generalnie nie tak, ale żyliśmy raczej normalnie, nie było jakichś wielkich dram. To się dopiero zaczęło jak zdiagnozowano u niego depresję (jestem teraz w podobnym wieku), kiedy to się u niego zaczęło) i tak naprawdę dopiero po dwóch latach zaczął się leczyć. Niestety, źle dobrano lek i miał straszliwą manię, ze różnymi przykrymi konsekwencjami. Ale to był moment, w którym zrozumiałem, że "wariaci" to nie są jacyś biedni ludzie pozamykani w szpitalach, tylko ludzie tacy, jak my, albo i my sami. Od tego czasu biorę poprawkę na możliwość u niego manii/depresji. Zresztą ojciec poradził mi, żebym sam się zbadał i poszedł leczyć i bardzo mnie wsparł. Bez jego doświadczenia dużo więcej czasu zajęłoby mi zrozumienie co się ze mną dzieje i jak sobie z tym radzić. Inna sprawa, że po śmierci mamy też dostał manii i było grubo, z wzywaniem policji, pogotowia itd. Więc ta niepewność ciągle jest i pewnie już na zawsze z nami zostanie. Sam się staram uważnie obserwować, bo to przecież jest w genach i przy niedopasowanej terapii dół może się zamienić w górkę. 


Każda aktywność fizyczna jest dobra. Lepiej kiedy męczą się mięśnie niż mózg. Może być rower 20-30-40 km + siłownia. U mnie taki zestaw rozjaśnił nieco w głowie. Jeżeli potrzebujesz więcej energii, możesz sęgnąć po kreatynę, ale daje lepszy rezultat kiedy ruszasz się. Wg badań ma też działanie przeciwdepresyjne i coś w tym jest.

Depresja to twór, który żyje w nas i nie da rady istnieć samodzielnie. Bardzo lubi twoją aktualną formę i brak działania. Idealną pożywką dla niej jest właśnie kanapowanie ze smartfonem, laptokiem, czy wielogodzinne mielenie resztek mózgu przed tv. Źle czuje się podczas ruchu, przy nowych bodźcach, obserwacji przyrody, otaczającego świata. Chce, żebyś patrzył tunelowo, tylko w szarość, a w ostateczności w czerń. I jak to mówią, kiedy za długo wpatrujesz się w mrok, mrok zaczyna wpatrywać się w ciebie. Sprawdzone.

 

Dzięki, pełna zgoda. Żeby walczyć ze stresem w robocie zacząłem biegać jakiś 7 lat temu i to mi bardzo pomogło. Może nawet opóźniło chorobę o kilka lat. Biegałem regularlnie po kilka, kilkanaście km i czułem się fantastycznie, dopóki biodro mi nie zaczęło wysiadać, ale poszedłem do fizjoterapeuty, trochę przystopowałem i było dalej okej. Niestety, jakieś 2 miesiące temu mój zegarek zaczął mi pokazywać jakieś potworne, nieuzasadnione zmęczenie organizmu. Żyłem dalej tak samo, zero zmian w żywieniu, spaniu itd., a mimo to rankiem "gotowość do treningu" w smartwatchu była nie 80 czy 90/100, tylko 50, albo i 40/100. Czułem sie strasznie zmęczony i przestałem biegać, a jak się zmuszałem, to bez przyjemności i efektu motywującego. Gdyby nie ten zegarek, to pewnie dalej bym myślał, że to wszystko jest tylko w mojej głowie; że mi się nie chce, bo wolę poleżeć itd. Ale tu miałem obiektywny wskaźnik, że coś z moim zdrowiem jest nie tak. Wszystko na wykresie. To mnie przekonało, żeby iść do lekarza. 

Staram się zmusić do wyjścia, zajęcia się czymś innym niż doomscrolling, i dzisiaj może będzie lepiej. Może lek zaczyna działać, bo to juz 6 dzień. Fajnie, że piszesz o depresji jak o jakimś ciele obcym, jakimś dybuku czy poltergeiście, który włamuje się do głowy. Oddzielenie się od choroby w ten sposóbto prosta i skuteczna sztuczka psychologiczna, która pomaga złapać dystans. Ludzie chorzy na raka w ten sposób czasem mówią o swoim nowotworze, a ja po przeczytaniu Twoich słow poczułem sie troche lepiej i mój mózg uczepił się tej myśli, trochę się w nim jakby rozjaśniło. Dzięki! 



#5 Gość_tapatik_*

Gość_tapatik_*
  • Gość

Napisano 04 lipca 2023 - 12:25

Fajnie, że piszesz o depresji jak o jakimś ciele obcym, jakimś dybuku czy poltergeiście, który włamuje się do głowy. Oddzielenie się od choroby w ten sposóbto prosta i skuteczna sztuczka psychologiczna, która pomaga złapać dystans. Ludzie chorzy na raka w ten sposób czasem mówią o swoim nowotworze


Może nie w kontekście sztuczki, bardziej jako to drugie. Nowotwór jest "głupi", przeważnie zabija swojego "żywiciela", depresja mądrzejsza nie bywa.

Jako człowiek "oficjalnie słabo religijny", metafizyczno oporny, ale czytaty i pisaty, trafiłem kiedyś na książkę, w której mowa była m.in. o alkoholikach, o ich stanie upojenia i o tym, co podczas tego stanu potrafi "przykleić się". A co z ludźmi, którzy mają obniżoną odporność psychiczną, przewlekłe zwątpienie - czy do nich nic się nie przykleja? Czasem myślę o tym.

#6 Ekspat

Ekspat

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 6 postów
  • Imię:Dominik
  • Płeć:Mężczyzna
  • Lokalizacja:Tu i tam

Napisano 04 lipca 2023 - 15:35

Może nie w kontekście sztuczki, bardziej jako to drugie. Nowotwór jest "głupi", przeważnie zabija swojego "żywiciela", depresja mądrzejsza nie bywa.

Jako człowiek "oficjalnie słabo religijny", metafizyczno oporny, ale czytaty i pisaty, trafiłem kiedyś na książkę, w której mowa była m.in. o alkoholikach, o ich stanie upojenia i o tym, co podczas tego stanu potrafi "przykleić się". A co z ludźmi, którzy mają obniżoną odporność psychiczną, przewlekłe zwątpienie - czy do nich nic się nie przykleja? Czasem myślę o tym.

 

Nowotwór to ewidentnie choroba, w sensie - wynaturzenie i zakłócenie normalnej, zdrowej pracy organizmu. Ale depresja niekoniecznie musi być "chorobą", taką jak grypa czy rak. Istnieje ewolucyjne wyjaśnienie, mówiące, że to rodzaj adaptacji, np. taką funkcje ma z pewnośćią depresja sezonowa, zimowo-jesienna. W moim przypadku depresja w lecie raczej nie miałaby takiego sensu, ale istnieje też teoria, że ludzie w depresję wpadali, kiedy obiektywnie rzecz biorąc lepiej było siedzieć na tyłku i się nie narażać, czyli np. w czasie głodu lub pandemii. Zastanawiam się, czy sam sobie tej depresji nie wyindukowałem. Zimą sporo biegałem, robiłem sobie często głodówki, uważając, że im się lepiej przegłodzę i bardziej zmęczę, tym zdrowej. No to teraz mam. Taka depresja adaptacyjna ograniczałaby podejmowanie decyzji wtedy, kiedy większość decyzji jest zła. Ja się zastanawiam, czy mój organizm nie broni się po prostu przed nadmiarem pracy, w którą uciekałem przed innymi problemami w życiu.

 

Jest taka wspaniała ksiażka "Świadomość wyjaśniona" Daniela Denetta. Uważa on, że świadomość dla organizmu jest iluzją użytkownika, taką, jak system operacyjny w komputerze. A więc jest wtórna wobec maszyny. Jak się maszyna zatnie, to się system zawiesza i widać blue screen of death (na Windowsie). Może depresja to podobny sygnał? Mówiłby, że trzeba się zresetować itd. Tak sobie próbuję zracjonalizować swój stan. Mam przypuszczalnie niezdiagnozowanego Aspergera i generalnie czytanie, przyswajanie wiedzy mnie uspokaja. 

Tak czy siak, jednoczesne widzenie depresji jako czegoś zewnętrznego też mi bardzo pomaga. Bo czuję, że nie jestem sobą. Bo siedzę w pracy przed komputerem i coś, co normalnie zajmowało mi 5 minut, wlecze się przez godziny. Jestem trochę jak król Theoden z Władcy Pierścieni, którego zaczarował Grima Smoczy Język. Theodena uleczył Gandalf i w jednej chwili stał on się na powrót sobą. Byłoby super, gdyby mnie się tak udało. 

Ale jest też historia Geda Krogulca z Ziemiomorza Ursuli Le Guin. Tam bohater zostaje pokiereszowany przez demona, którego przyzwał i chociaż udaje mu się wygrać walkę, to już na zawsze pozostaje psychicznie okaleczony. Płakać mi się chce, jak to piszę. Zawsze wzruszała mnie muzyka i literatura, ale mając deprechę mogę płakać jak dziecko. Może dlatego, że facetom normalnie nie wolno?


  • Willow47 lubi to

#7 Gość_tapatik_*

Gość_tapatik_*
  • Gość

Napisano 04 lipca 2023 - 18:25

Na myśli miałem bardziej depresję, która trwa latami, cofa się, nawraca. Jak nazwać coś takiego co utrudnia życie, wpływa na pracę mózgu, jeżeli nie chorobą? Grypę wyleczysz w tydzień, po dwóch tygodniach zapomnisz, że w ogóle miałeś, a to? Depresję mam na tyle długo, że przyzwyczaiłem się do tego, ale są takie okresy, gdzie odporność psychiczna spada, depresja "wyczuwa" ten moment i właśnie wtedy istnieje ryzyko zagrożenia życia. Miej się na uwadze, bo od gościa, który nie ma myśli nt. zakonczenia swojego żywota, do takiego, który stoi ze sznurem na szyi jest dosyć krótka droga.

#8 Ekspat

Ekspat

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 6 postów
  • Imię:Dominik
  • Płeć:Mężczyzna
  • Lokalizacja:Tu i tam

Napisano 05 lipca 2023 - 20:38

Na myśli miałem bardziej depresję, która trwa latami, cofa się, nawraca. Jak nazwać coś takiego co utrudnia życie, wpływa na pracę mózgu, jeżeli nie chorobą? Grypę wyleczysz w tydzień, po dwóch tygodniach zapomnisz, że w ogóle miałeś, a to? Depresję mam na tyle długo, że przyzwyczaiłem się do tego, ale są takie okresy, gdzie odporność psychiczna spada, depresja "wyczuwa" ten moment i właśnie wtedy istnieje ryzyko zagrożenia życia. Miej się na uwadze, bo od gościa, który nie ma myśli nt. zakonczenia swojego żywota, do takiego, który stoi ze sznurem na szyi jest dosyć krótka droga.

Dzięki, że mnie sprowadziłeś na ziemię. Czuję się dziś dużo lepiej, ale dziś leci już pełna dawka.
Cała sytuacja jakoś dziwnie mi działa na mózg, np. przypominają mi się rzeczy i sytuacje, o których dawno zapomniałem. Na szczęscie, to jest raczej ciekawe i intrygujące, niż dołujące. 



#9 nik_T

nik_T

    Nowy uczestnik

  • Bywalec
  • 29 postów
  • Imię:Tomek
  • Płeć:Nie ustawione

Napisano 11 lipca 2023 - 02:23

Cześć. Jestem wdzięczny za twoją odpowiedź w tak intymnych sprawach. Interesuje się psychologią, dzięki tobie mam informacje z pierwszej ręki.

 

Chciałem Ci jeszcze opisać jak z pozycji hobbysty widzę twoją sytuację. A wygląda mi na to, że nie masz depresji, tylko „zespół lęku uogólnionego” (ewentualnie obie).

 

Twojej depresji nie towarzyszą typowe objawy, jak myśli samobójcze, albo zaburzeniowo obniżona samoocena (co widzę to, że masz jakieś wyrzuty sumienia co do konkretnych sytuacji). Choć opisujesz spadek energii.

 

Masz jakiś mechanizm myślowy odsuwania/przemieszczania spraw, który Ci pomaga poradzić sobie psychicznie, a który zaciemnia sedno problemu, np. przez racjonalizowanie, czy baśniowanie.

 

Przykładowo używasz depresji jest dzwignię by móc płakać. Przesuwasz temat na usprawiedliwianie czy wolno czy nie wolno płakać, zamiast wprost przyznać iż cokolwiek się z tobą dzieje sprawiło że jesteś niestabilny emocjonalnie. Nie ważne sedno sprawy, ważne jak to wygląda.

 

Ten sposób myślenia przenika to jak odbierasz swoje zdrowie psychiczne, kompletnie wszystko zaciemnia. Podejrzewasz u siebie Aspergera, jednocześnie obawiasz czy nie wystąpi chad, co jest szalone, bo jedno zachowanie jest uporczywie jednostajne, a drugie niekontrolowanie zmienne. Podczas gdy sedno sprawy tkwi w tym, że masz lęki o swoje zdrowie. Nie mówisz tego wprost, ale o to chodzi z tym kotem w butach.

 

Jeszcze chcę dodać, iż spowolnienie pracy nie koniecznie musi wiązać się z depresją, odwlekanie/prokrastynacja może być też np. na tle nerwowym.

 

Poczytaj więcej w necie o objawach i zobacz czy zespół lęku uogólnionego będzie Ci pasował.



#10 Willow47

Willow47

    Zadomowiony

  • Junior Admin
  • 10 949 postów
  • Imię:Willow
  • Płeć:Kobieta
  • Lokalizacja:Skąd Inąd

Napisano 11 lipca 2023 - 08:42

 

Dzięki :)

 

No właśnie nie. Miałem poczucie, że z moją rodziną i mną jest coś generalnie nie tak, ale żyliśmy raczej normalnie, nie było jakichś wielkich dram. To się dopiero zaczęło jak zdiagnozowano u niego depresję (jestem teraz w podobnym wieku), kiedy to się u niego zaczęło) i tak naprawdę dopiero po dwóch latach zaczął się leczyć. Niestety, źle dobrano lek i miał straszliwą manię, ze różnymi przykrymi konsekwencjami. Ale to był moment, w którym zrozumiałem, że "wariaci" to nie są jacyś biedni ludzie pozamykani w szpitalach, tylko ludzie tacy, jak my, albo i my sami. Od tego czasu biorę poprawkę na możliwość u niego manii/depresji. Zresztą ojciec poradził mi, żebym sam się zbadał i poszedł leczyć i bardzo mnie wsparł. Bez jego doświadczenia dużo więcej czasu zajęłoby mi zrozumienie co się ze mną dzieje i jak sobie z tym radzić. Inna sprawa, że po śmierci mamy też dostał manii i było grubo, z wzywaniem policji, pogotowia itd. Więc ta niepewność ciągle jest i pewnie już na zawsze z nami zostanie. Sam się staram uważnie obserwować, bo to przecież jest w genach i przy niedopasowanej terapii dół może się zamienić w górkę. 


 

Dzięki, pełna zgoda. Żeby walczyć ze stresem w robocie zacząłem biegać jakiś 7 lat temu i to mi bardzo pomogło. Może nawet opóźniło chorobę o kilka lat. Biegałem regularlnie po kilka, kilkanaście km i czułem się fantastycznie, dopóki biodro mi nie zaczęło wysiadać, ale poszedłem do fizjoterapeuty, trochę przystopowałem i było dalej okej. Niestety, jakieś 2 miesiące temu mój zegarek zaczął mi pokazywać jakieś potworne, nieuzasadnione zmęczenie organizmu. Żyłem dalej tak samo, zero zmian w żywieniu, spaniu itd., a mimo to rankiem "gotowość do treningu" w smartwatchu była nie 80 czy 90/100, tylko 50, albo i 40/100. Czułem sie strasznie zmęczony i przestałem biegać, a jak się zmuszałem, to bez przyjemności i efektu motywującego. Gdyby nie ten zegarek, to pewnie dalej bym myślał, że to wszystko jest tylko w mojej głowie; że mi się nie chce, bo wolę poleżeć itd. Ale tu miałem obiektywny wskaźnik, że coś z moim zdrowiem jest nie tak. Wszystko na wykresie. To mnie przekonało, żeby iść do lekarza. 

Staram się zmusić do wyjścia, zajęcia się czymś innym niż doomscrolling, i dzisiaj może będzie lepiej. Może lek zaczyna działać, bo to juz 6 dzień. Fajnie, że piszesz o depresji jak o jakimś ciele obcym, jakimś dybuku czy poltergeiście, który włamuje się do głowy. Oddzielenie się od choroby w ten sposóbto prosta i skuteczna sztuczka psychologiczna, która pomaga złapać dystans. Ludzie chorzy na raka w ten sposób czasem mówią o swoim nowotworze, a ja po przeczytaniu Twoich słow poczułem sie troche lepiej i mój mózg uczepił się tej myśli, trochę się w nim jakby rozjaśniło. Dzięki! 

 

To się nazywa wypalenie. Skończyło ci się paliwo a i tak wydaje mi się, że dzięki wysiłkowi fizycznemu żyłeś sporo czasu na oparach. teraz to wydrenowanie/wyzerowanie organizmu trzeba naprawić. Same ćwiczenia i leki nie wystarczą, bo energia i tak gdzieś sobie ucieka.

 

Te dziury najlepiej załatać na terapii. Dotrzeć do sedna, posklejać na nowo w bezpiecznych okolicznościach przyrody i zacząć budować nowe, zdrowe życie i relacje.

 

Życzę ci dużo zdrowia, sił i wytrwałości i wierzę, że sobie poradzisz :)


Dołączona grafika
 
Odwaga to panowanie nad strachem a nie jego brak 

#11 Anima

Anima

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 14 postów
  • Imię:Kasia
  • Płeć:Kobieta
  • Lokalizacja:Warszawa

Napisano 08 sierpnia 2023 - 21:09

Ja mam pakiet  :)  ChAD  z przewagą depresji. Jestem Twoją rówieśnicą, choruję (ja tak uważam) od naprawdę małego dziecka. Teraz przypominam sobie pewne, zastanawiające wydarzenia z czasów szkoły podstawowej, które mogły wskazywać na zmienność stanu psychicznego oraz nastroju. Podam kilka przykładów:

 

Lekcja muzyki: nie mam słuchu, nie mam głosu, nie umiem śpiewać, no z muzycznego talentu nie mam nic a nic :) . I nagle na lekcji muzyki, wstaję,  wezwana do odśpiewania i śpiewam jak anioł. Aż klasa milknie ze zdziwienia. To był równocześnie początek i koniec  mojej kariery divy operowej  :)

 

Lekcja WF: jestem raczej sprawna i elastyczna, jako dziecko byłam drobna ale na pewno nie miałam predyspozycji ani "aspiracji" do zawodów sportowych. Nagle dostawałam takiej formy, że wuefista zaczyna mnie wystawiać do zawodów - biegów przełajowych oraz skok w dal (jestem niska - 162 i mam krótkie nogi :D ) Niestety, jak zawody wypadają na czas mojej słabszej formy, skoki moje są  rozpaczliwie słabe a w biegach język mam wywalony na wierzch zaraz po starcie i nigdy nie dobiegam do mety.

 

Lekcja rosyjskiego: Idzie mi świetnie. Łapię gramatykę, pisownię, wymowa i akcent wręcz perfekcyjne. Jestem stawiana za wzór przez nauczycielkę. Nagle, bez wyraźnego powodu zapominam wszystko. Dukam, mylę się. Podczas jednego ze sprawdzianu ta sama nauczycielka, podchodzi do mnie, bierze moją kartkę, przygląda się ze zdziwieniem i pyta mnie, czy ja się cofnęłam w rozwoju. 

 

Z powyższego wnoszę, że Chad mogę mieć od dawna. Nie były to stricte manie i depresje ale intelektualnie popadałam w skrajności choć ogólnie byłam dobrą uczennicą. Do dziś uwielbiam się uczyć, rozwijać i mam w sobie ciekawość wszystkiego co mnie otacza.

 

Ale zmierzałam do tego, że jako wieloletni chorujący człowiek, znam wiele twarzy i odcieni depresji. I ciężko uchwycić  ten moment kiedy to ona, depresja, a nie tylko osłabienie fizyczne, przesilenie wiosenne, wypalenie zawodowe, Można zbagatelizować   obecność prawdziwej choroby ale i też ją nadinterpretować. 

 

Niestety, zauważam u siebie ostatnio coś, czego się obawiałam, bo wiem, że to źle rokuje - szybką zmianę faz, nawet kilka razy dziennie. 

I też leżałam bezmyślnie w łóżku. Jak Ty, Myśli moje miały jednak o wiele większy ciężar gatunkowy  :)  Do rozmyślania o śmiesznym epitafium na nagrobku włącznie  :)  Nadchodzi popołudnie a ja wstaję i jadę bez problemu w 35 stopniowy upał 30 km na rowerze, gdzie rano nie miałam siły mrugać, i nawet się nie zasapię. I tak to się u mnie toczy to koło  :)



#12 JaNieWiem

JaNieWiem

    Nowy uczestnik

  • Bywalec
  • 92 postów
  • Imię:Przemysław

Napisano 29 sierpnia 2023 - 00:20

A zadam wam pytanie. Dużo ludzi na forum pisze że ma problem z natłokiem myśli. Dużo myślą o przeszłości. Przyszłości i tak dalej. Ja mam zgoła inaczej. O niczym nie myślę. Po prostu patrzę na świat jako przykre zdarzenie które musiało się przytrafić. I trzeba je jakoś zmęczyć. Chyba włączył mi się tryb głodowej apatii o której pisał Ekspat powyżej. Albo po prostu zaczyna mi być wszystko jedno. Fajnie wyjść do ludzi ale na dłuższą metę nic mnie to nie obchodzi. Kiedyś ludzie mnie wkurzali, teraz mam to gdzieś. Ostatnio znajoma mi się zwierzyła że została zgwałcona ileś tam lat temu. Nie wywołało to we mnie żadnego odruchu. Kumpel oszukał mnie na jakieś 200 zł. Olałem to, pomyślałem "aaa jakie to ma znaczenie, i tak to kiedyś stracę". Potrafię tak leżeć godzinami i nic nie robić, nie przeżywać.
O kobietach nie wspomnę. Ograniczam raczej interakcje bo jakby. Nawet jak z którąś do czegoś dojdzie to... Co z tego. Co to zmienia w życiu. O związkach nie ma mowy bo każda kobieta zdradza więc bez sensu zaczynać.
Robię oczywiście wysiłek fizyczny. Pompki brzuszki rolki, ale jak to nazwał willow czuje że jadę na oparach. Nie mam paliwa. Ale nie wiem co tym paliwem miałoby być nawet

#13 Dora123

Dora123

    Weteran forum

  • Bywalec
  • 1 355 postów
  • Imię:Dorota
  • Płeć:Kobieta

Napisano 09 września 2023 - 18:51

Ja chciałabym moc czasem wyłączyć myśli. Chwilę od nich odpocząć. Męczą mnie. I nie wszystkie kobiety zdradzają @JaNieWiem.
  • anche lubi to

#14 Ekspat

Ekspat

    Nowy uczestnik

  • Użytkownik
  • 6 postów
  • Imię:Dominik
  • Płeć:Mężczyzna
  • Lokalizacja:Tu i tam

Napisano 24 października 2023 - 14:29

Jestem na mozarinie od lipca i po kilku spotkaniach z psychiatrą, która zdiagnowzowała depresję. Dzięki za trop z GAD, ale myślę, że to jednak nie jest mój problem. Nie odczuwam żadnego lęku, tyko anhedonię, wypalenie i beznadzieję. Myślę, że lekarka postawiła prawidłową diagnozę, chociaż leczenie trwa nadal i na razie osiągnąłem tyle, że jakoś mogę żyć i pracować, chociaż tylko na 50-70%, zależnie od dnia. Najgorsze są popołudnia. Zupełnie, jakbym był telefonem, ze starą zużytą baterią. 
Być może masz rację z "baśniowaniem". Przez całe życie byłem niepoprawnym optymistą i wierzyłem, że problemy po mnie spływają. I tak się działo, do tej wiosny. W mojej rodzinie obarczano mnie odpowiedzialnością za cudze uczucia, i ja jakoś to do tej pory unosiłem, ale w ostatnich dniach po kolejnej kłótni zrozumiałem, że dłużej już nie jestem w stanie. Postawiłem granicę i spoktałem się reakcją, która mnie pozytywnie zaskoczyła. Ta dystrybucja "winy" jest prawdopodobnie sednem problemu i pownienem pójść na psychoterapię, że przeciąć ten problem. Pewnie są jeszcze inne...
Dzięki za komentarz!

 

Cześć. Jestem wdzięczny za twoją odpowiedź w tak intymnych sprawach. Interesuje się psychologią, dzięki tobie mam informacje z pierwszej ręki.

 

Chciałem Ci jeszcze opisać jak z pozycji hobbysty widzę twoją sytuację. A wygląda mi na to, że nie masz depresji, tylko „zespół lęku uogólnionego” (ewentualnie obie).

 

Twojej depresji nie towarzyszą typowe objawy, jak myśli samobójcze, albo zaburzeniowo obniżona samoocena (co widzę to, że masz jakieś wyrzuty sumienia co do konkretnych sytuacji). Choć opisujesz spadek energii.

 

Masz jakiś mechanizm myślowy odsuwania/przemieszczania spraw, który Ci pomaga poradzić sobie psychicznie, a który zaciemnia sedno problemu, np. przez racjonalizowanie, czy baśniowanie.

 

Przykładowo używasz depresji jest dzwignię by móc płakać. Przesuwasz temat na usprawiedliwianie czy wolno czy nie wolno płakać, zamiast wprost przyznać iż cokolwiek się z tobą dzieje sprawiło że jesteś niestabilny emocjonalnie. Nie ważne sedno sprawy, ważne jak to wygląda.

 

Ten sposób myślenia przenika to jak odbierasz swoje zdrowie psychiczne, kompletnie wszystko zaciemnia. Podejrzewasz u siebie Aspergera, jednocześnie obawiasz czy nie wystąpi chad, co jest szalone, bo jedno zachowanie jest uporczywie jednostajne, a drugie niekontrolowanie zmienne. Podczas gdy sedno sprawy tkwi w tym, że masz lęki o swoje zdrowie. Nie mówisz tego wprost, ale o to chodzi z tym kotem w butach.

 

Jeszcze chcę dodać, iż spowolnienie pracy nie koniecznie musi wiązać się z depresją, odwlekanie/prokrastynacja może być też np. na tle nerwowym.

 

Poczytaj więcej w necie o objawach i zobacz czy zespół lęku uogólnionego będzie Ci pasował.


 

To się nazywa wypalenie. Skończyło ci się paliwo a i tak wydaje mi się, że dzięki wysiłkowi fizycznemu żyłeś sporo czasu na oparach. teraz to wydrenowanie/wyzerowanie organizmu trzeba naprawić. Same ćwiczenia i leki nie wystarczą, bo energia i tak gdzieś sobie ucieka.

 

Te dziury najlepiej załatać na terapii. Dotrzeć do sedna, posklejać na nowo w bezpiecznych okolicznościach przyrody i zacząć budować nowe, zdrowe życie i relacje.

 

Życzę ci dużo zdrowia, sił i wytrwałości i wierzę, że sobie poradzisz :)

 

Święte słowa, pięknie dziekuję!


A zadam wam pytanie. Dużo ludzi na forum pisze że ma problem z natłokiem myśli. Dużo myślą o przeszłości. Przyszłości i tak dalej. Ja mam zgoła inaczej. O niczym nie myślę. Po prostu patrzę na świat jako przykre zdarzenie które musiało się przytrafić. I trzeba je jakoś zmęczyć. Chyba włączył mi się tryb głodowej apatii o której pisał Ekspat powyżej. Albo po prostu zaczyna mi być wszystko jedno. Fajnie wyjść do ludzi ale na dłuższą metę nic mnie to nie obchodzi. Kiedyś ludzie mnie wkurzali, teraz mam to gdzieś. Ostatnio znajoma mi się zwierzyła że została zgwałcona ileś tam lat temu. Nie wywołało to we mnie żadnego odruchu. Kumpel oszukał mnie na jakieś 200 zł. Olałem to, pomyślałem "aaa jakie to ma znaczenie, i tak to kiedyś stracę". Potrafię tak leżeć godzinami i nic nie robić, nie przeżywać.
O kobietach nie wspomnę. Ograniczam raczej interakcje bo jakby. Nawet jak z którąś do czegoś dojdzie to... Co z tego. Co to zmienia w życiu. O związkach nie ma mowy bo każda kobieta zdradza więc bez sensu zaczynać.
Robię oczywiście wysiłek fizyczny. Pompki brzuszki rolki, ale jak to nazwał willow czuje że jadę na oparach. Nie mam paliwa. Ale nie wiem co tym paliwem miałoby być nawet

Myślę, że każdy pownien sobie jakieś paliwo znaleźć, bo bez tego jest trudno. Kiedy byłem młodszy miałem swoje pasje, pracę, poczucie robienia czegoś, co ma głęboki sens. Teraz te rzeczy nie są takie istotne, a w gorsze dni patrzę na nie, tak jak Ty. Po co się nimi zajmować...?
Niezależnie od wieku, ważne są chyba jednak relacje. Człowiek jest zwierzęciem społecznym, chociaż kiedy byłem młodszy mogłem latami funkcjonować sam, w odległym kraju i byłem z tego dumny. Teraz samotność nie jest już atrakcyjna, a moim paliwem jest żona i dzieci. Bez nich pewnie popadłbym w kompletną beznadzieję, a tak mam motywację, żeby się podnieść. Tym bardziej, że rozumieją mój problem i dają mi wspracie. 
Trzymaj się, sens gdzieś tam na pewno jest. 


Ja mam pakiet  :)  ChAD  z przewagą depresji. Jestem Twoją rówieśnicą, choruję (ja tak uważam) od naprawdę małego dziecka. Teraz przypominam sobie pewne, zastanawiające wydarzenia z czasów szkoły podstawowej, które mogły wskazywać na zmienność stanu psychicznego oraz nastroju. Podam kilka przykładów:

 

Lekcja muzyki: nie mam słuchu, nie mam głosu, nie umiem śpiewać, no z muzycznego talentu nie mam nic a nic :) . I nagle na lekcji muzyki, wstaję,  wezwana do odśpiewania i śpiewam jak anioł. Aż klasa milknie ze zdziwienia. To był równocześnie początek i koniec  mojej kariery divy operowej  :)

 

Lekcja WF: jestem raczej sprawna i elastyczna, jako dziecko byłam drobna ale na pewno nie miałam predyspozycji ani "aspiracji" do zawodów sportowych. Nagle dostawałam takiej formy, że wuefista zaczyna mnie wystawiać do zawodów - biegów przełajowych oraz skok w dal (jestem niska - 162 i mam krótkie nogi :D ) Niestety, jak zawody wypadają na czas mojej słabszej formy, skoki moje są  rozpaczliwie słabe a w biegach język mam wywalony na wierzch zaraz po starcie i nigdy nie dobiegam do mety.

 

Lekcja rosyjskiego: Idzie mi świetnie. Łapię gramatykę, pisownię, wymowa i akcent wręcz perfekcyjne. Jestem stawiana za wzór przez nauczycielkę. Nagle, bez wyraźnego powodu zapominam wszystko. Dukam, mylę się. Podczas jednego ze sprawdzianu ta sama nauczycielka, podchodzi do mnie, bierze moją kartkę, przygląda się ze zdziwieniem i pyta mnie, czy ja się cofnęłam w rozwoju. 

 

Z powyższego wnoszę, że Chad mogę mieć od dawna. Nie były to stricte manie i depresje ale intelektualnie popadałam w skrajności choć ogólnie byłam dobrą uczennicą. Do dziś uwielbiam się uczyć, rozwijać i mam w sobie ciekawość wszystkiego co mnie otacza.

 

Ale zmierzałam do tego, że jako wieloletni chorujący człowiek, znam wiele twarzy i odcieni depresji. I ciężko uchwycić  ten moment kiedy to ona, depresja, a nie tylko osłabienie fizyczne, przesilenie wiosenne, wypalenie zawodowe, Można zbagatelizować   obecność prawdziwej choroby ale i też ją nadinterpretować. 

 

Niestety, zauważam u siebie ostatnio coś, czego się obawiałam, bo wiem, że to źle rokuje - szybką zmianę faz, nawet kilka razy dziennie. 

I też leżałam bezmyślnie w łóżku. Jak Ty, Myśli moje miały jednak o wiele większy ciężar gatunkowy  :)  Do rozmyślania o śmiesznym epitafium na nagrobku włącznie  :)  Nadchodzi popołudnie a ja wstaję i jadę bez problemu w 35 stopniowy upał 30 km na rowerze, gdzie rano nie miałam siły mrugać, i nawet się nie zasapię. I tak to się u mnie toczy to koło  :)

Myślę, że moja babcia chyba coś takiego miała. Ludzie się dziwili, że raz się śmieje, a chwilę potem płacze. Pewnie mam to w genach, ale u mnie nie uległo ekspresji, przynajmniej nie w taki sposób. Życzę samych górek. 







Podobne tematy Collapse

  Temat Forum Autor Podsumowanie Ostatni post

Również z jednym lub większą ilością słów kluczowych: depresja, anhedonia

Użytkownicy przeglądający ten temat: 1

0 użytkowników, 1 gości, 0 anonimowych