Nie wiem od czego zacząć.
Miałam trudne dzieciństwo...
Moi rodzice rozstali się gdy miałam 12 lat.
Mama zabrała siostrę, a ja zostałam z tatą.
Chwilę później tata poznał kobietę i zaczęłam pomieszkiwać sama, bo tata do niej jeździł.
Po jakimś czasie przeprowadziliśmy się do niej do innego miasta, musiałam zmienić szkołę
Tata wziął kredyt, bo chcieli rozkręcić wspólny biznes, jednak ani on, ani ich związek nie przetrwał.
Niestety przez to wszystko musiał sprzedać nasze mieszkanie.
Przeprowadziliśmy się do babci. W sumie tylko ja, bo tata poznał następną kobietę z trójką dzieci. Są razem do dziś.
U babci w zasadzie mieszkałam sama, bo tata w mieszkał u nowej rodziny, a babcia jeździła do ciotki za granicę i
tylko raz na jakiś czas przyjeżdżała.
Tata przyjeżdżał tylko, żeby mi dawać na życie (ledwo wystarczało) razem z synami swojej kobiety.
Pamiętam najbardziej, że stałam zapłakana w oknie, patrzyłam jak wychodzą z bramy, cieszą się, wsiadają do auta i odjeżdżają, a ja zostawałąm sama.
Każda ich wizyta kończyła się tym, że stałam w tym oknie i płakałam.
Póżniej jak babcia już była na dłużej w polsce, to się nie dogadywałyśmy. Byłam wtedy w wieku buntowniczym, jeszcze te przeżycia wszystko spotęgowały.
Musiałam się wyprowadzić, ale u taty nie było miejsca.
Wtedy dużo się przeprowadzałam. Trochę mieszkałam u mamy (choć bardzo tego nie chciałam) trochę u koleżanki...
W końcu tata wynajął mi kawalerkę. Myślałam, że będzimy mieszkać razem, ale okazało się, że będę sama.
To też było dla mnie ciężkie przeżycie bo miałam ciągle nadzieję, że wróci.
Później było dużo przeprowadzek. Na tyle, że nie jestem w stanie po kolei powiedzieć, gdzie i ile razy mieszkałam.
W wieku 22 lat okazało się, że mam zaburzenia lękowe. Prawdopodobnie trwały od 15/16 roku życia, ale chyba je w sobie bagatelizowałam i jakoś się do nich przyzwyczaiłam. Dopiero kiedy urosło to do takiego stopnia, że nie byłam w stanie normalnie funkcjonować, zaczęłam się zastanawiać, poszłam pierwszy raz do psychologa itd.
W międzyczasie byłam w dwóch poważniejszych związkach, które nie były zdrowe.
Ale zawsze wiedziałam, że to się skończy, że to nie ten.
Od pierwszego związku miałam problemy z zazdrością.
Teraz jestem w trzecim i jest bardzo, ale to bardzo ciężko.
Mam ogromny strach przed tym, że on mnie zostawi.
Dobija mnie to.
Robię ciągłe problemy o wszystko... O to, że gdzieś się spojrzy, a ja w sumie na to czekam, obserwuje go i jak już gdzieś popatrzy to się we mnie gotuje... Problemy o jakieś stare zdjęcia na fb z była, z którą nie jest ok,5 lat, o to, że wyjdzie na imprezę, dosłownie o wszystko. Mam wrażenie, że tylko go kontroluje i go to wykańcza, już nie patrzy na mnie jak kiedyś, już ma dość i czuję, że mnie zostawi, a przecież tego się najbardziej boję.
Nie jestem w stanie się skupić na swoim życiu, bo w głowie mam tylko myśli, czy mnie zostawi, szukam tylko powodu, żeby sobie udowodnić, że jemu nie zależy. Jego to chyba już wykończyło i mam wrażenie, że ma mnie dosyć. Jak mówię o swoich problemach, o terapii, o tym jak leki działają, to unika tematu jak ognia.
On biiegał za mną ok. 5 lat, jesteśmy razem ok. 9 miesięcy i mam wrażenie, że jego podejście się zmieniło przez moje zachowanie.
W końcu się zakochałam i wszystko zniszczyłam.
Niby słyszę czasem, że mnie kocha, ale tego nie czuję...
Czuję się nic nie warta. Całe życie to było zakopane, sama do siebie tego nie dopuszczałam, ale wyszło...
Mam teraz kompleks na punkcie każdego aspektu mojego życia.
Wygląd...mimo, że słyszałam w swoim życiu nie jeden komplement... Ale pamiętam tylko te kilka anty komplementów
Szkoła... skonczylam tylko liceum i poszłam do szkoły policealnej. Zdałam, ale nie podeszłam nawet do egzaminów. Sama nie wiem dlaczego.
Nie mam prawka.
Mam problemy finansowe... Tzn. nie jakieś ogromne, to jest do ogarnięcia w nie aż tak długim czasie, ale czuję, że wszystko robię źle...
Za dwa miesiące rozpoczynam terapię na oddziale dziennym leczenia nerwic, ale nie wiem jak do tego czasu sobie poradzę...
Chciałabym do tego czasu pójść na jakąś terapię, bo sobie nie radzę, ale na nfz czeka się przynajmniej 2 miesiące...
A ja już nie wiem jak mam żyć, Czuję się ciaglę smutna i chce mi się płakać. Czuję, że nigdy nikt mnie na prawdę nie pokocha i każdy mnie zostawi, Nic w życiu nie osiągnęłam i nie potrafię nic zrobić.
Niby pracuję, ale jest to praca na magazynie, żadnego rozwoju.
Nie wiem nawet po co to piszę... Chyba potrzebowałam...