Napisano 11 maj 2022 - 08:10
Startowałam w niedzielę w zawodach konnych. Aby ogarnąć konia najlepiej przyjechać oko 3 godziny wcześniej dla mnie. Byłam z przyjaciółką umówiona na 11:30, aby pode mnie podjechała bo miała po drodze. I zaczął się problem - nie mogła znaleźć kluczy do samochodu najpierw, a potem się okazało, że zostawiła je w samochodzie (w tym momencie opóźnienie 20-minutowe - za każdym razem jak ja się spóźniałam choć minutę to od razu do mnie wydzwaniała i miała pretensje) - powiedziałam jej przez telefon, że pojadę z tatą, bo zależy mi na czasie - ponoć powiedziałam to podniesionym głosem. Po rozmowie dostałam wiadomości, że "nie życzy sobie, abym darła na nią mordę" "że jeszcze raz wydrę na nią mordę to nie będzie mi pomagać". Zignorowałam to. Spotkałyśmy się na stajni, próbowałam jakoś na luzie zagadać - nie wyszło. Potem poszłyśmy razem na parkur, koń się tam pasł, ale jak chciałam wyjść z koniem najbliższym wyjściem koń nie chciał iść, ona chciała spróbować to się zgodziłam, dałam jej konia. Koń zaczął ciągnąć ją w swoją stronę, nie mogła nad nim zapanować i usłyszałam od niej "zrób coś, bo ją puszczę" - odpowiedziałam jej, aby mnie nie szantażowała, bo nie jestem w stanie zmusić konia, aby zrobił coś co ona chce i przejęłam od niej konia. Wróciłam z koniem do boksu, podeszła do mnie i zaproponowała, że mi ją przelonżuje, aby nie była tak nerwowa - ponoć się nie udało, przyszła i powiedziała, że ją weźmie na hale. Zgodziłam się, bo zostało mi bardzo mało czasu i musiałam się przebrać. Koń był już rozgrzany, przekazała mi konia i skoczyłam w jej obecności kilka przeszkód, ale na wiadomość, że nie będę skakać wyższej konkurencji zaczęła naciskać dlaczego (wczesniej kilka razy prosiłam ja, aby nie naciskała) i powiedziałam jej drugi raz już podniesionym głosem, aby nie naciskała to sobie poszła, chyba obrażona. I od tamtej chwili przestała się do mnie odzywać, jedynie jak się porzegnała to brzmiało jakby to było wymuszone. Nie wiem czy ta sytuacja to moja wina, czy jak, ale nie wiem jak mam się czuć. Przepraszam, że taka litania, ale musiałam to z siebie wypuścić, a nie mam do kogo.
Napisała do mnie rano jak byłam na wykładach, że ta sytuacja to moja wina, ona się nie dziwi dlaczego moje związki nie wypalają, bo nikt by ze mną nie wytrzymał, że mam wysokie ego i że zastanawia się po jakim czasie ją przeproszę. Stwierdziła, że nie mam do niej szacunku i nic nie doceniam co ona robi. Czy warto walczyć o te przyjaźń? To nie pierwszy raz gdy stwierdza o mojej winie i zawsze to ja muszę przepraszać mimo, że nic złego nie robiłam. Już nie wiem czy warto walczyć o te przyjaźń.
Bez niej tak naprawdę mam jedynie konia.