Muszę też przyznać, że nie byłam szczera wtedy z psychiatrą, nie opowiedziałam całej swojej historii,ani nie mówiłam o moim lękach, które mi bardzo do tej pory utrudniają życie.
Wstydzę się o tym mówić,ale jako dziecko byłam ofiarą przemocy domowej. To bardzo ciężki dla mnie temat,ale tak bardzo w skrócie- byłam bita przez tatę kiedy za dużo wypił. Na trzeźwo nigdy mnie nie uderzył, bo ogólnie jest łagodnym człowiekiem,ale po alkoholu staje się nie do poznania. Moja mama nie uderzyła mnie nigdy,ale po alkoholu krzyczała na mnie i opowiadała dziwne rzeczy, o których dziecko nie powinno słyszeć.. Takie piekiełko przechodziłam jakoś w wieku 6-8 lat, aż w końcu dziadkowie zainterweniowali i zrobili porządek.
Niestety moich rodziców trzeba było często pilnować, a ja sama czułam się jak kula u nogi dla wszystkich. W wieku późniejszym też miałam problemy, ale nie tylko rodzinne,a z rówieśnikami. Myślę, że to wszystko spowodowało u mnie stany lękowe.
Przede wszystkim boję się bardzo wystąpień publicznych. Kiedyś nie miałam z tym problemu, ale w liceum starszy chłopak bardzo się do mnie przyczepił, bo spodobało mu się jak grałam w przedstawieniu. Myślę, że to przez niego do tej pory mam glassofobię. I wtedy też z natężoną mocą wróciły do mnie wspomnienia z dzieciństwa. Miałam koszmary, bałam się nawet chodzić do szkoły. A ten chłopak straszył mnie, że zabije mnie i siebie jak będę go odrzucać, że zrobi krzywdę komuś z moich znajomych, lub rodziny. Sprawa była na tyle poważna, że zainterweniowała szkoła,a później policja.
I psychiatra tak na prawdę wiedział tylko o tym stalkerze, oraz, że ciężko przeżywam rozwód rodziców, nic więcej nie zdradziłam.
Kilka lat temu byłam ponownie u psychiatry, kiedy zmarła moja mama i wtedy już wszystko powiedziałam. Zdaniem tego lekarza, to powinnam brać dość silne leki na stany lękowe i na depresję, której ponoć nigdy nie wyleczyłam tak na prawdę.
Z tym, że ja boję się brać takich leków, gdyż w mojej rodzinie był duży problem z różnego rodzaju uzależnieniami. Rodzice- alkoholicy, mama uzależniła się też od leków nasennych (Zolsana), leków uspokajających i na depresję. Moja babcia nigdy nie piła, ale uzależniła się bardzo od tych leków co moja mama- chodziły do tego samego psychiatry, który przepisywał im to samo, lub coś bardzo podobnego w składzie (już nie pamiętam). Skończyło się na tym, że razem zaczęły chodzić prywatnie po psychiatrach, żeby zdobyć recepty, by móc brać większą dawkę.. Kombinowały do tego stopnia, że na inne osoby z rodziny brały recepty. To był istny koszmar. Ostatecznie obie poszły na detoks do szpitala. Wiem, że strasznie słabo to brzmi.. Teraz ja bardzo się boję, że mogłabym się od czegoś uzależnić, dlatego do psychiatry już nie wróciłam. Mówiłam o swoich obawach, ale nic to nie dało.
Natomiast ostatnio zaczęłam się martwić o swoje serce, bo coraz częściej mam kołatania serca i arytmię, plus męczą mnie te nawracające stany lękowe.
Myślicie, że powinnam iść do innego psychiatry, czy może lepiej na terapię? Ten poprzedni lekarz powiedział w prost, że sama terapia nic mi nie da, że jestem w tamim stanie, że muszę brać leki. Czuję się jak między młotem,a kowadłem i nie wiem co zrobić, bo sama nie potrafię sobie pomóc, chociaż bardzo próbuję.

Co powinnam zrobić?