Tak właśnie się czuję od ponad roku. Kompletnie niezrozumiana w środowisku, w którym żyję, bardzo samotna i porzucona przez większość ludzi, których spotkałam na swej krótkiej jeszcze drodze. Z epizodami depresyjnymi zmagam się od 15 r.ż, ale wkraczanie w dorosłość jest trudniejsze niż mogłabym to sobie wyobrażać. Za sobą mam też nieudane związki, które nota bene bardziej mnie zniszczyły niż podbudowały. Pierwszy partner był apodyktyczny, miewał ataki agresji, krzyczał i wyżywał się na mnie, byłam wtedy z resztą bardzo młodą dziewczyną, drugi mnie zdradzał z kilkoma kobietami w tym samym czasie, okłamywał ponad rok, manipulował mną i zwyczajnie się bawił, trzeci natomiast zostawił mnie w jeden wieczór, krótkim telefonem, gdy nic na to nie wskazywało, ot, tak po prostu pożegnał mnie słowami "Nie pasujemy do siebie, żegnaj.". Każde to rozstanie na swój sposób przeżyłam, w drugim przypadku skończyło się na epizodzie depresyjnym i ssri, czułam się jak zombie, nie spałam, wymiotowałam, nie jadłam... W trzecim przypadku było już nieco lżej, ale od tej pory nie potrafię nikomu zaufać. Od ostatniej relacji minął prawie rok, a ja stałam się jakaś "zdziczała". Wycofałam się prawie ze wszystkich relacji, jakie miałam, czuję, że nikt mnie nie rozumie. Czasem zdarza się, że czuję pustkę. Na pozór jest niby dobrze, pracuję, uczę się, kończę studia mgr, nie daje po sobie poznać domownikom, że coś jest nie tak, w środku są jednak takie momenty, że mam ochotę krzyczeć. Wracają myśli o tym, że nigdy nie będę już szczęśliwa, że nikt mnie nigdy nie pokocha, bo przecież to nie możliwe, bo jestem beznadziejna. Przy ostatnim rozstaniu usłyszałam takie słowa, że "nie spełniam oczekiwań.", z jednej strony wiem, ze to nie ja jestem od ich spełniania, z drugiej strony mam takie poczucie, że zawsze będę nie taka, nie wystarczająca, niedobra. Od tego momentu nie zawierałam praktycznie żadnych nowych znajomości, na co nakłada się też sytuacja z koronawirusem i dom, w którym żyje. Domownicy, z którymi żyję są bardzo specyficzni i wiem, że mogą nie zrozumieć moich relacji. Jednak w środku mi z tym źle. Chciałabym żyć normalnie, jak większość ludzi w moim wieku, jednak czuję, że lęk mnie blokuje. Są też takie chwile, gdy po prostu nocą, płaczę w poduszkę, bo jest mi ciężko, ale nie mogę o tym głośno powiedzieć nikomu z otoczenia. Dopada mnie wtedy uczucie samotności, ale nie takie, że nie mam się do kogo odezwać, po prostu takie, że ono mnie przygniata, jakbym na tym świecie była całkiem sama. Nie wiem, czy znajdą się tu osoby, które mają podobnie. Jeśli nie, to może choć ktoś przeczyta te moje słowa...

Niezrozumiana, samotna i porzucona...
#1
Napisano 12 kwiecień 2021 - 09:28
- PółLitra lubi to
#2
Napisano 12 kwiecień 2021 - 10:27
Kochana @
Lady in black
świat wmawia nam różne rzeczy i sprawy, które niekoniecznie są dobre i prawdziwe. Warto zadać sobie pytanie na czym tak naprawdę mi zależy i na tym się skupić. W Twoim życiu będzie wielu ludzi. Jedni zostaną na dłuż, ktoś pewnie na zawsze ale większość to komety, które przemkną i zostawią epizody w pamięci. Zastanów się skąd w tobie te przekonania, że jesteś "nie taka, niewystarczająca, niedobra"? Ucz się być dobrą i wystarczającą dla siebie. Zanim pokochamy innych musimy pokochać siebie. I zaakceptować w całości. Daj sobie szansę
Pomyśl o terapii. Teraz czasy paskudne. Pandemia nas izoluje, ludzie się gubią i zatracają w samotności. Dlatego trzeba walczyć o siebie
.gif)
Odwaga to panowanie nad strachem a nie jego brak
#3
Napisano 12 kwiecień 2021 - 10:35
@ Willow47 Wydaje mi się, że mnie właśnie dużo takich nieprawdziwych przekonań co do własnej osoby wmówiono. Taki przekaz dostałam z domu, w którym się wychowałam. Ciężko mi wierzyć, że w moim życiu będzie wiele ludzi, wychowałam się bowiem w izolacji, nie wychowywali mnie rodzice, a dziadkowie, którzy wychodzą z założenia, że kontakty społeczne są w ogóle nie potrzebne. Skąd te przekonania? Pewnie z dzieciństwa, gdy na uwagę musiałam sobie zasłużyć, jestem też dda i dddr, stąd też mogą się brać pewne moje schematy myślowe. Uczęszczam na terapię od 2 lat, wcześniej byłam jeszcze w innej, ale jakby nie umiem pokonać w sobie tego czarnego myślenia o przyszłości, które pojawia się niezależnie jakby od pandemii, a ostatnia relacja je jakby spotęgowała.
#4
Napisano 12 kwiecień 2021 - 10:41
Też jestem DDA dlatego doskonale rozumiem te wewnętrzne przekonania. Trzeba z nimi walczyć. każdy z nas ma swoje sposoby, jednym pomoże codzienne stawanie przed lustrem i mówienie sobie motywujących zdań typu: jestem osobą wartościową i należy mi się dobro itd a inni będą potrzebować wsparcia i psychoterapii. Rozważałaś psychoanalizę? Długo trwa ale skutecznie drąży temat. Mnie pomogła dojść do źródeł pewnych spraw, o których myślałam, że są nie do przeskoczenia.
Nie poddawaj się. Poszukaj tego co dla Ciebie najlepsze. Warto.
.gif)
Odwaga to panowanie nad strachem a nie jego brak
#5
Napisano 12 kwiecień 2021 - 10:47
Jakoś ciężko mi uwierzyć w skuteczność afirmacji, bo próbowałam je sobie powtarzać i nie przynosi to skutku, skoro codziennie słyszę jaka jestem beznadziejna i chora psychicznie od domowników. Co do psychoanalizy ciężko mi się przekonać, słyszałam opinie, że potrafi człowieka rozwalić i nie poukładać na nowo... Sama nie wiem, co o tym myśleć.
A jakie są Twoje doświadczenia?
Widzę, że to forum chyba powoli umiera, nie ma już tylu aktywnych użytkowników, co kiedyś...
#6
Napisano 12 kwiecień 2021 - 11:55
Afirmacje na mnie nie działają. Niestety. Bo to chyba najłatwiejszy sposób. natomiast psychoterapia i owszem. Psychoanaliza to chyba najtrudniejszy nurt. Dlatego ostrożnie bym poszukała odpowiedniej osoby.Dlatego nie odrzucaj, poczytaj, dowiedz się. Jeszcze jedna rzecz mi przyszła do głowy. Trening asertywności. Ale nie żaden korespondencyjny, taki rzetelny, conajmniej kilkutygodniowy, z odpowiednim trenerem. DDA nie mają żadnych narzędzi obronnych i często zabiegają o uwagę, tworząc sytuacje idealne do bycia wykorzystywanym. Asertywność pomaga to zmienić. A człowiek asertywny uczy się przy okazji swoje wartości, bez ranienia innych.
- Lady in black lubi to
.gif)
Odwaga to panowanie nad strachem a nie jego brak
#7
Gość_AdAm._*
Napisano 12 kwiecień 2021 - 14:43
Jakoś ciężko mi uwierzyć w skuteczność afirmacji, bo próbowałam je sobie powtarzać i nie przynosi to skutku, skoro codziennie słyszę jaka jestem beznadziejna i chora psychicznie od domowników. Co do psychoanalizy ciężko mi się przekonać, słyszałam opinie, że potrafi człowieka rozwalić i nie poukładać na nowo... Sama nie wiem, co o tym myśleć.
A jakie są Twoje doświadczenia?
Widzę, że to forum chyba powoli umiera, nie ma już tylu aktywnych użytkowników, co kiedyś...
@
Lady in black
Twoja historia jest bardzo poruszająca. Coś co mogę powiedzieć to to, że bez akceptacji siebie ciężko ruszyć. To niemożliwe. Staraj się akceptować siebie, być dla siebie wzorem i przykładem, nie rób czegoś na siłę żeby kogoś uszczęśliwić. Uwierz mi, że znajdziesz kogoś bliskiego który Cię zaakceptuje taką jaka jesteś. Miałaś ciężkie związki z tego co piszesz, nie dziwię się, że jesteś po nich "wypruta". Jeśli Ty sama z sobą nie osiągniesz porozumienia i spokoju to nawet nie ma sensu żebyś cokolwiek z kimś zaczynała. Wiem, co mówię. Daj sobie czas. Pomóż sobie i zadbaj o siebie, swoją głowę i swój spokój. To jest Twój czas, czas dla Ciebie. Trzymam za Ciebie mocno kciuki i wierzę że będziesz szczęśliwa i spokojna. Bardzo mocno Ci tego życzę
#8
Napisano 12 kwiecień 2021 - 14:48
@ Willow47 Dla mnie psychoterapia jest bardzo specyficznym nurtem, jednak znanym tylko teoretycznie, bo nigdy na sobie nie stosowałam. Cały czas byłam w poznawczo-behawioralnej, czyli takiej, jak stosuje się w moim ośrodku wobec osób użaleznionych, współuzależnionych i dda właśnie. Zgadzam się z Tobą co do treningu asertywności, podczas terapii wyszło bardzo dużo na ten temat. Brak umiejętności stawiania granic, brak odruchów obronnych, wpajano nam, że musimy być tacy, jak ktoś sobie tego życzy, że musimy przyjmować na siebie cały ciężar czyjegoś zdrowia i życia, w zamian nie dostając nic. Też wydaje mi się, że człowiek asertywny potrafi stawiać granice tak, by nic nie zagrażało mu i by miał poczucie własnej wartości.
#9
Gość_AdAm._*
Napisano 12 kwiecień 2021 - 14:49
Jakoś ciężko mi uwierzyć w skuteczność afirmacji, bo próbowałam je sobie powtarzać i nie przynosi to skutku, skoro codziennie słyszę jaka jestem beznadziejna i chora psychicznie od domowników. Co do psychoanalizy ciężko mi się przekonać, słyszałam opinie, że potrafi człowieka rozwalić i nie poukładać na nowo... Sama nie wiem, co o tym myśleć.
A jakie są Twoje doświadczenia?
Widzę, że to forum chyba powoli umiera, nie ma już tylu aktywnych użytkowników, co kiedyś...
@
Lady in black
" Widzę, że to forum chyba powoli umiera, nie ma już tylu aktywnych użytkowników, co kiedyś... " to chyba dobrze, że jest tutaj mniej osób niż kiedyś, to znaczy że robią coś ze swoim życiem i mam nadzieję, że je wygrali a to dopiero mam nadzieję przed nami...
- Lady in black lubi to
#10
Napisano 12 kwiecień 2021 - 14:58
zycie boli, dziękuję za słowo. Staram się podejść do siebie z łagodnością i wyrozumiałością, jednak jest to ciężkie, czasami mam takie dni, gdy wręcz siebie nienawidzę, nie cierpię, mój terapeuta twierdzi, że w domu w którym mieszkam nie będę mogła stopniowo zdrowieć, zaczynam myśleć o wyprowadzce, co również nie jest łatwe. Wkraczanie w życie zaczyna mnie przerażać, z domu nie wyniosłam przekonania, ze sobie poradzę, wręcz odwrotnie, zawsze byłam szczuta lękiem i niepewnością, nieporadnością, choć daję radę w dziedzinie np. studiów, to i tak wpajano mi, że sama sobie w życiu nie poradzę, muszę mieć kogoś, kto mi pomoże. Stawiano mnie w roli ofiary, która i tak do niczego nie dojdzie, nie usamodzielni się, dziś mi z tym bardzo ciężko i trudno. A co do związków, to obecnie mam lęk, ze znowu wpakuje się w coś, co przyprawi mnie tylko o łzy i cierpienie, dużo się naczytałam swego czasu o relacjach dda i może niepotrzebnie, teraz mam w sobie sporo lęku, że wpakuje się w coś złego, dlatego wolę odcinać się od tego tematu, gdy w środku i tak bardzo brakuje mi bliskości, której nie miałam w dzieciństwie.
Tak, to dobrze, że jest tutaj mnie ludzi, jeśli założyć, że robią coś ze swoim życiem, że wyszli z depresji i polepszył się ich swój stan psychiczny. Zastanawia mnie jednak ile może być osób, które zniknęły i dalej nie dają rady...
#11
Napisano 12 kwiecień 2021 - 17:33
Jedno zdanie mnie uderzyło i odniosę się do niego.
"Wracają myśli o tym, że nigdy nie będę już szczęśliwa, że nikt mnie nigdy nie pokocha, bo przecież to nie możliwe, bo jestem beznadziejna."
Ogólnie sam wiele lat żyłem właśnie takim mottem, bo jak kochać kogoś, kto sam siebie nie potrafi? Jest gorszy? Inny, itp, ładowałem się w związki bez większej przyszłości żeby tylko jakoś zapełnić pustkę. Wszystko kończyło się szybciej niż się zaczęło, a ja tylko utwierdzałem się w przekonaniu, że nie nadaje się nawet do tego. Z domu za wiele nie wyniosłem i chciałem tylko tego czego tam nie miałem. Ciężko jest zmienić to myślenie, ale ostatni związek, który nieźle mnie rozwalił i pokazał wiele trochę mnie nauczył. Nie zawsze możemy mieć od razu to co chcemy, nie zawsze ten związek musi być już, bo tak chcemy. Czasem trzeba naprawdę długo czekać aż coś dobrego nas spotka. Samotność nie zawsze jest zła, a czasami jest czymś dobrym. Sam się w niej idealnie odnajduje. Fakt, dobrze byłoby mieć bliską osobę obok, ale patrząc na poprzednie lata cieszę się, że nie muszę kończyć dnia jakąś kłótnią, bo powiedziałem coś bez większego przemyślenia i rzeka wylała.
"Nigdy" to złe słowo. Nie wiesz co będzie za godzinę, więc trudno powiedzieć co spotka Cię jutro lub za parę dni. Jestem zdania, że każdy żyje w swojej małej historii i na każdego przyjdzie kiedyś pora, zwłaszcza jeśli chodzi o osobę obok. Jest tyle ludzi na świecie, że chyba niemożliwym jest nie spotkać kogoś kto jest nam pisany. Czasami trzeba tylko czekać i wyrabiać sobie cierpliwość.
Sam jestem DDA, więc rozumiem Twoje obawy. Dobrze wiem jak to wygląda jeśli chodzi o wchodzenie w trudne relację, ale chyba nie jest wyjściem poddanie się.
#12
Napisano 13 kwiecień 2021 - 09:03
@ Yarbb Dziękuję za te słowa, tak właśnie robiłam, choć wierzyłam, że to mi pomoże, że to właśnie właściwa osoba i, że ona pomoże mi wyrwać się z domu, który bardzo mnie ograniczał i dawał przekonanie, że jestem nic nie warta i, że sobie nie będę w stanie sama poradzić. Samotność nie jest zła, chroni nas przecież od zranień, pozwala znaleźć przestrzeń do zastanowienia się nad sobą samym. Wiesz, może mam tendencje do generalizowania, używania takich słów jak nigdy, ale moje życie, moje dni od lat są już bardzo przewidywalne, nic się nie zdarza, prócz czasem jakichś zawirowań, ostatni rok to już w ogóle... Dlatego chyba też to forum, by coś zaczęło się dziać, by z kimś choć porozmawiać, coś napisać.
Miło mi, jeśli jesteś DDA to pewnie rozumiesz jak dzieciństwo i to, co się dzieje wokół wpływa na mnie...
#13
Napisano 22 maj 2021 - 21:54
Ja też się tak czuję. I jestem w podobnym wieku zapewne, bo na pierwszym roku magisterki. U mnie jest to też spowodowane po części pandemią. Ale głównie to wynikło z tego, że nienawidzę sytuacji jaka mnie spotkała dwa lata temu i przez którą jeszcze bardziej znienawidziłam siebie i swoje życie.
Zostawił mnie chłopak i najlepszy przyjaciel, z którym miałam wspólnych znajomych - tworzyliśmy paczkę przez jakieś 4 lata. W większości to byli jego znajomi i moje dwie przyjaciółki, z którymi znałam się od najmłodszych lat. Poza nimi nie miałam nikogo. On mnie zostawił już jakieś 3 lata temu pod pretekstem, że do siebie nie pasujemy. To nie było takie prawdziwe zerwanie, bo przez rok jeszcze się spotykaliśmy, pisaliśmy ze sobą codziennie, byliśmy w relacji FWB, ale on wyraźnie pokazywał, że nic więcej. Raz mnie nawet nie zaprosił do siebie na domówkę - wszyscy się ponoć dziwili, dlaczego tak zrobił. Ta relacja trwała, aż do momentu, kiedy na studiach poznał piękną dziewczynę (na którą z resztą już wcześniej zwrócił uwagę), i z którą jest w związku do dzisiaj. Na samym początku bardzo się pokłóciliśmy z tego powodu, byłam bardzo rozchwiana emocjonalnie, wiedział, że mocno to przeżywam. Obiecał być przyjacielem. Ale swoim rozchwianiem emocjonalnym zniszczyłam to i ta przyjaźń nie mogła przetrwać. Oddalił się. Mimo, że później życzyłam mu wszystkiego dobrego i pisałam do niego już tylko z pokojowym nastawieniem, przestałam mieć pretensje. Z pewnością miał mnie i tak dość. Albo też czuł, że ja nie mogę ruszyć do przodu, kiedy on już dawno ruszył. Przestałam pisać. On też nigdy tego nie zrobił. Nawet nie złożył mi życzeń na urodziny. Koniec.
Jest mi źle do teraz. Z tego względu, że byłam niewystarczająca, a wiem, że on był dobrym chłopakiem. Zawsze starał się mnie zrozumieć i nigdy nie zachowywał się źle wobec mnie kiedy byliśmy razem. Popełnił tylko ten błąd, że przestał się starać, bo w związku wkradła się rutyna. Ale... ja nigdy nie byłam pięknością, nigdy żaden facet mnie przy nim nie podrywał, ponadto nie miałam praktycznie żadnych znajomych i... różniliśmy się wzrostowo. Ja mam nieszczęsne 148 cm wzrostu, a on miał około 180 cm. Przez to zdarzało się, że słyszeliśmy niemiłe komentarze. Nawet podczas tańca, czy seksu mieliśmy czasami problem, czy podczas pocałunku na stojąco - bo musiał się mocno schylić. Ja zawsze starałam się nosić wysokie buty, ale to niewiele dawało. Ponadto przez wysokie buty często chodziłam spięta, nie mogłam się swobodnie poruszać po kamienistej drodze jak szłam z nim za rękę i wiecznie patrzyłam pod nogi. Na samą myśl o tym, czuję się okropnie...
Ale bardzo mocno go kochałam. Kocham nadal. Tylko po prostu moja nieporadność, brak charyzmy, brak znajomych, brak urody (choć starałam się malować i ubierać najlepiej jak potrafiłam) - doprowadziły do tego, że odechciało mu się naszej relacji. I teraz jest szczęśliwy, z naturalnie piękną i wysoką dziewczyną, która do niego bardziej pasuje (przynajmniej fizycznie), ma paczkę dobrych przyjaciół, i za którą wielu mężczyzn się ogląda. I z jednej strony nie dziwię się, że mnie zostawił, a z drugiej strony nie rozumiem, dlaczego musiało mnie to spotkać. Przestałam być ważna dla znajomych mojego ex. Straciłam ekipę. Moje miejsce zajęła jego dziewczyna.
Od tamtego czasu z nikim nie rozmawiam, nie spotykam się. Moje dwie (już chyba byłe) przyjaciółki są w długich związkach, mają chłopaków, którzy ich nie zostawili, którzy o nie walczyli, i z którymi spędzają czas (okres pandemii), więc nie czują się samotnie. Zaraz pewnie wezmą ślub. Z nimi również straciłam praktycznie kontakt. Wiedziały, że jestem rozdarta, ale nie proponowały spotkań mimo, że ja proponowałam. Jedna z nich pisze do mnie od czasu do czasu, ale z tej rozmowy nic nie wynika. Ona jest po prostu miła, ale nie jest chętna się spotkać - nie wyszła z propozycją spotkania od ponad pół roku, czyli od momentu kiedy jej powiedziałam jak bardzo źle się czuję psychicznie i że brakuje mi kontaktu z drugim człowiekiem (wtedy pisała, że ma dużo pracy). Dlatego nie chcę być już nachalna, i zaczynam mieć wywalone nawet na tą relację. Odpisuję jej coraz rzadziej. Przez cały swój czas, kiedy starałam się mieć prawdziwych znajomych - nikt z nich przy mnie nie został.
Czuję żal. Czuję złość, że mnie zostawili. Czuję zazdrość, że innym się udało. Czuję wstyd i bezradność. Jest mi źle, że jestem jaka jestem i nie mogę zmienić w sobie pewnych rzeczy, które utrudniają mi nawiązanie oraz utrzymanie głębszych relacji. Moja uroda i niskorosłość bardzo mnie ograniczają i demotywują. Nawet, kiedy jestem uśmiechnięta i nie daje po sobie poznać, że jest mi źle - jest mi cholernie ciężko przestać być "opcją" w społeczeństwie. Ludziom na mnie nie zależy. Przez to zaczęłam się wycofywać. Dzisiaj codziennie jestem sama w domu z rodzicami. Nie wychodzę. Nie mam do kogo napisać. Studiuję dziennie, więc porządnej pracy też nie mogę znaleźć. Nienawidzę swojego życia. Czuję się jak więzień we własnym ciele. Na 100% nie skończę ze swoim życiem, bo nie jestem samolubna i nie zrobię tego swoim rodzicom, ale chciałabym zasnąć i się nie obudzić. Codziennie cierpię i nie mogę tego zatrzymać. Wiem, że cokolwiek nie zrobię to nie odzyskam już jego, a wciąż go kocham. Nie mogę też być z nikim, bo nie nadaję się do związku i nikt na mnie uwagi nie zwraca. Nigdy nie pokażę mu, że jestem szczęśliwa bez niego bo tak nie jest. Nigdy nie stanę się pewnym siebie człowiekiem, bo to niemożliwe - nie wyczaruję sobie wzrostu, ani urody. Nie mam do kogo buzi otworzyć. Czuję pustkę.
#14
Napisano 27 wrzesień 2021 - 09:41
rozstanie z ludźmi jest bardzo bolesne. ale wiem doskonale że tak naprawdę pożegnanie jest tylko wtedy, kiedy ktoś umiera. Żegnać się z ludźmi nie oznacza końca świata. Przykro mi przez co przeszłaś w życiu.. nie powinno się zrywać kontakt w tak nieetyczny sposób. Manipulantów jest dużo w dzisiejszych czasach i jednego takiego znam, na szczęście nie mam już z nim kontaktu. wisi mi tylko pieniądze. nic poza tym nie chce. Jeśli chcesz o tym porozmawiać, pisz do mnie !
zapraszam do kontaktu.
#15
Napisano 27 wrzesień 2021 - 10:46
Myślę, że nie wzrost powoduje u Ciebie kompleksy, bo widziałem sporo naprawdę pięknych kobiet o podobnym do twojego wzroście. I jeszcze więcej brzydkich, a wysokich, bez biustu, z patykami zamiast kończyn.
#16
Gość_splatterfest_*
Napisano 27 wrzesień 2021 - 13:40
jakbym czytal o sobie troche, ludzie obiecuja mi przyjazn, ze kontakt ze mna jest dla nich wazny i nie chca mnie stracic, ale pozniej zdaja sobie sprawe ze jestem w sumie bezuzyteczny i jedyne co mam do zaoferowania to swoje problemy i niestabilnosc emocjonalna ktora jest jak tykajaca bomba wiec ludzie potrafia osrac mnie z dnia na dzien i wszystkie te obietnice, rozmowy, nadzieja i wszystkie emocje towarzyszace temu zamieniaja sie w jedynie w stracony czas i nerwy, najlepszy kumpel ktorego znalem niemal tyle ile sam zyje potrafil mnie odciac na dobre w moje urodziny mowiac mi ze nie potrzebuje mnie bo ma juz innych znajomych a ja jestem jedynie niezaradnym zyciowo marudzacym garbem, lata przyjazni po to zeby ja skonczyc w 5 minut bez powazniejszego powodu, ludzie to gowno i czasami serio chcialbym zeby to wszystko w pizdu wymarlo. ***** czasem mam wrazenie ze jak sie nie jest celebryta, slawnym muzykiem, milionerem albo masowym morderca to nikt cie nie potraktuje powaznie i juz zawsze sie bedzie przezroczystym, te pierdolenie ze liczy sie osobowosc czy charakter czy bycie dobym dla innych to mozna sobie w cewke wlozyc, jak sie nie oferuje ludziom statusu spolecznego albo namacalnej korzysci to predzej czy pozniej sie na ciebie wyjebia. to ze przyjaciol poznaje sie w biedzie to tez gowno bo jak tylko z niej wyjda to zapomna z kim w niej gnili. zawsze pocieszalem sie tym ze nawet ktos taki jak ja znajdzie swoja nisze wsrod ludzi ale widocznie gowno nie laczy sie z gownem albo po prostu moje jebie za mocno, de facto wlasne nigdy nie jebie tak bardzo jak cudze. trace leb juz bez kitu, zyc sie odechciewa
Podobne tematy
Temat | Forum | Autor | Podsumowanie | Ostatni post | |
---|---|---|---|---|---|
Jestem samotna |
Relacje międzyludzkie | Tajemnicza1122567 |
|
![]()
|
|
Czuję się taka samotna... |
Pokój zapoznawczy | embel |
|
![]()
|
|
![]() Samotna![]() |
Pokój zapoznawczy | Jola88 |
|
![]()
|
|
Samotna wsros milionow ludzi |
Pokój zapoznawczy | Gość_blackrose_* |
|
![]()
|
Również z jednym lub większą ilością słów kluczowych: samotność, odrzucenie, niezrozumienie, porzucenie, kobieta, smutek, rozpacz, lęk, relacje
Użytkownicy przeglądający ten temat: 2
0 użytkowników, 2 gości, 0 anonimowych