Witam.
Opisze swoją historię. Mam 30 lat, skończyłem studia leśne, teraz robię w swoim zawodzie (po wielu latach błąkania się po innych robotach). W szkole byłem dość wyobcowany (stresowałem się gdy byłem w dużej grupie). Krótko mówiąc fobia społeczna czy coś takiego. Bałem się że gdy coś powiem od siebie to mnie wyśmieją albo będą mi dogadywać. Potem poszedłem na studia i tam było już lepiej. Dawne demony przeszłości wracały ale już nie było to takie silne jak kiedyś. Jedno było pewne - byłem szczęśliwym człowiekiem. Byłem podekscytowany że jadę do dużego miasta i tyle możliwości się przede mną otworzy. W 2011 zacząłem trochę pić, w 2012 coraz więcej. Miałem jakiś tam kolegów, z dziewczynami nie rozmawiałem właściwie. Ale było bardzo dobrze. Studia skończyłem w 2014, rok później magisterkę. Na jesieni 2013, 2014, 2015 miałem epizody depresyjne, ale potem na wiosnę było o wiele lepiej. Pamiętam że gdy dobrze się czułem to jakby krew szybciej mi płynęła w żyłach, w głowie miałem oddziaływanie (jakby się rozjaśniało). W 2017 na wiosnę znowu się gorzej poczułem, trwało to do jesieni, aż w końcu poszedłem do psychiatry. Dał mi Zoloft i właściwie od razu polepszyło mi się. Z każdym dniem rosłem w siłę i miałem bodźce których nie było wcześniej. Potem w sierpniu 2018 zaczęła się pustka, lekarz dał mi jakiś inny lek, i trwało do wiosny 2019 kiedy zacząłem świetnie funkcjonować. Już nie miałem żadnej fobii społecznej, znalazłem sposób jak zachowywać się w grupie, i sam się sobie dziwiłem jak mogłem być kiedyś tak zamknięty w sobie. Trwało by to właściwie chyba do dzisiaj gdyby nie antybiotyki na boleriozę i od sierpnia mam zjazd. Dawne przyjemności nie cieszą mnie, chodzę zamulony. Dawniej gdy dobrze się czułem trochę podróżowałem i teraz jak sobie przypomnę te piękne wakacje to czuję wielki żal że teraz tak nie ma. Najbardziej żal mi się robi gdy widzę w internecie albo w telewizji zdjęcia morza, wody, plaży itp. To przypomina mi tamten czas. Teraz perspektywa wakacji słabo mnie cieszy. Najdziwniejsze jest to że te depresje robią się jakby z sekundy na sekundę, minuty na minutę. Świetnie się czuję, mam perspektywy, a potem nic. Lekarz dał mi jeszcze inny lek (agomelatyna czy jakość tak). Jakieś oddziaływanie w głowie jest, czasami przechodzą mnie ciarki przez tył głowy, ale wciąż to nie jest to samo co kiedyś.Nie umiem znaleźć sobie miejsca. Każdy dzień jest taki sam - robota, dom, spać. Tylko gdy idę spać czuję jakiś komfort. Dodam że alkoholu nie piję już od 3 lat. Jedyne co mnie pociesza to to, że za rok może będę w innym punkcie (w końcu dużo musi się przez ten czas wydarzyć.
Użytkownik artl90 edytował ten post 16 grudzień 2020 - 11:29