Zabieram sie do pisania jak pies do jeza bo poprostu nie wiem od czego zaczac.Z depresja borykam sie chyba od wczesnego dziecinstwa.Wiem ze nie bylam wymarzonym dzieckiem ojca.Gdy sie urodzilam,nie przyjechal po mame do szpitala bo chcial syna.Zawsze bylam porownywana do brata czy siostry-bylam ta gorsza.
Mimo ze uczylam sie najlepiej i jako jedyna z 5-tki rodzenstwa-ukonczylam szkole z matura.jako niemowle-stracilam pewien procent sluchu w wyniku powiklan po odrze.Dluuuuugo nie wiedzialam dlaczego nie slysze tak jak rowiesnicy.Dopiero kilka lat temu(a mam juz 59 lat!) wyczytalam o tym w internecie.To jest moim najwiekszym kompleksem i wstydem.Z zamazpojsciem trafilam niezle-na szczescie-gdyz matka miala dwoch mezow-alkocholikow.Awantury po nocach po pijaku i bicie matki czy dziadkow byly czeste.Tak balam sie tych awantur ze po podstawowce poszlam do obojetnie jakiej szkoly byle z internatem.Dostawalam stypendium wiec za duzym obciazeniem dla rodzicow nie bylam.Po szkole wyszlam za maz i wyjechalam na Slask.Urodzilam corke i jakos to bylo niezle przez 10 lat.Potem przyjechal kolega z Afryki i zaczal nas namawiac na emigracje.Oczywiscie decyzje podjelam ja-bylam rzadna przygod i egzotyki.Jednak po 3-ech latach zaczelam "swirowac".Chcialam drugie dziecko ale wymagalo to szantazu meza no i leczenia gdyz chorowalam na endometrioze,To wszystko wyssalo ze mnie sporo zdrowia psychicznego.Po urodzeniu syna bylam tak wystraszona ze balam sie o niego niesamowicie.Chronilam jak kwoka i raczej rozpuszczalam niz wychowywalam.W mezu oparcia nie mialam.On nie nadawal sie do wychowania dzieci.Uwazal ze skoro zarabia to ja mam siedziec w domu i wychowywac dzieci.Corka wyszla za maz.Ma 2 dzieci ale nie dba o to by mowily po polsku.Nie potrafie sie z wnukami dogadac gdyz ze wzgledu na sluch-ciezko mi sie nauczyc angielskiego.To mnie tak gnebi ze czesto placze w poduszke.W ostatnich latach w tym kraju zrobilo sie totalne szambo.Odkad rzady przejeli czarni-jest niebezpiecznie.Jestem tu uwieziona jak w klatce.Gdy bylam mlodsza-zwiedzalismy kraj i bylo tu duzo Polakow.Spotkania i Polonijne imprezy.Super.Od kilku lat jestem tak rozsypana ze nie potrafie normalnie funkcjonowac.leki antydepresyjne biore od ponad 20-tu lat.Ostatnio wzmogla sie w tym kraju liczba wlaman morderstw i napadow (RPA)Dom mamy okratowany z kazdej strony.Nawet kraty oddzielajace sypialnie od saloniku.Pistolet gaz pieprzowy to moi towarzysze snu.Nad glowa wisi pilot do zalaczania alarmu.Wysoki Plot z kolcami o gory...zamykanie krat za kazdym wyjsciem na dwor.Poprostu strach sie bac.Ja juz nie chce tu mieszkac ale malzonek nie chce z kolei wyjezdzac.Jego emerutura nie wystarczy na zycie w Europie gdyz tutejsza waluta nie ma tam zadnej wartosci.Starosc sie zbliza a ja mam uczucie braku "swojego miejsca".Dom mam ladny ogrod tez.Ale nic mnie nie cieszy.Niepewnosc jutra dobija totalnie.Z domu wychodze raz na kilka dni na jakies zakupy.Nie mam checi do zycia nic mnie nie cieszy i potrafie plakac z byle powodu.Ostatnio lekarz zwiekszyl mi dawke antydepresantow gdyz zaczelam dostawac atakow lekowych.Mam takze dzwonienie w uszach i to na okraglo bez przerwy,ktorego nie da sie wyleczyc.To jest horror.Bez tabletki na sen-nie usne.Nie wiem czy piszac ten post-raczej dosc chaotycznie-oddam rzeczywisty moj stan psychiki.Ale jestem naprawde prawie na dnie.Poruszac sie mozna jedynie swoim autem.ja jezdze ale w poblizu tylko po sklepach.Wyjechac dalej poprostu sie boje.Jakby tak auto sie zepsulo na autostradzie to trzeba sie cieszyc jesli z zyciem sie ujdzie.Jest taka czarna partia,ktora sieje nienawisc do bialych.Ich haslem jest ZABIC BIALEGO i to jest legalnie zarejestrowana partia!!!Dacie wiare?Na Policje nie ma co liczyc.Korupcja totalna.Czuje sie zagrozona na kazdym kroku.Nawet we wlasnym domu nie czuje sie bezpiecznie.Kiedys sprawiala mi radosc praca w ogrodzie.Teraz juz nic mnie nie cieszy.Odwiedzin nie mielismy od daaaaaawna .Polacy powyjezdzali no i umiera Polonia takze.Na pogrzeby nie chodze bo potem prze 1-2 lata pozbierac sie nie moge widzac jak zycie nie ma sensu.Brakuje mi rowiesnikow.Tutejsi nie nadaja sie na przyjaciol.Juz ich poznalam.To ludzie ktorzy sie do niczego nie przyzwyczajaja.Nie wiem jak zrozumiecie to moje pisanie ale najwazniejsze jest to ze ze moglam sie wypisac.Kiedys mialam duuuuzo znajomych.Dzis-nie mam NIKOGO.Z mezem nie porozmawiam-on nie rozumie depresji i kwituje krotko....masz za dobrze w d.....e.Corka jest tez znerwicowana a moje naciski na to zeby uczyla dzieci polskiego-wyzwalaja w niej agresje i zlosc na mnie.Mieszka 1600 km.odemnie.Kiedys latalam tam samolotem kilka razy w roku.Teraz nie bylam juz rok.Pandemia tez zrobila swoje.Czarni nie dbaja ani o dystans ani o maseczki.Twierdza ze covid to choroba bialych wiec oni nie choruja.Statystyki tez sa niskie bo poprostu nie robi sie testow.No coz.Chyba narazie zakoncze.Czeka mnie kolejny beznadziejny dzien.I juz ryczec mi sie chce.Ta niepewnosc jutra,niemoznosc wyjazdu,maz jest krotko przed emerytura i wlasnie stracil prace.Czarni zniszczyli gospodarke tego pieknego kraju.To juz jakby ujac zgrabnie...Pieklo w raju.Ja troche pracowalam-raczej dorywczo.Teraz nikt mnie nie przyjmie.Z powodu ubytku sluchu i strachu przed napadem-i czarnymi-jestem w takiej rozsypce ze najchetniej bym w mysia dziure wlazla.Nie lubie juz ludzi nie lubie NICZEGO!!!malzonek tez traktuje mnie "z gory" twierdzac ze na niczym sie nie znam i on wszystko wie i robi najlepiej.Czuje sie niedowartosciowana a ubytek sluchu to poglebia i tym bardziej czuje sie nikim.Robilam badania i probowalam nawet aparat sluchowy.Ale juz patrzac na to paskudztwo przeryczalam pol dnia zanim zdecydowalam sie wlozyc to do ucha.Zrezygnowalam.
Pozdrawiam Tych wszystkich,ktorzy przeczytali ten moj chaotyczny list.Byc moze nastepnym razem lepiej to sobie poukladam w glowie.Moj polski tez juz nie jest tak dobry jak kiedys.Brak ludzi i stycznosci z rodakami oraz poslugiwanie sie prostymi "kuchennymi" wyrazeniami tez obnizyl jakosc mojego Polskiego Wybaczcie.Prosze o zrozumienie.Zdziczala(naprawde)Mysia.