Cześć
Mam 27 lat. Chyba mam depresję, nie umiem sobie z nią poradzić. Według mnie to choroba całego ciała, wszystko jest rozregulowane, nie mam ochoty na jedzenie, wstawanie dosłownie na nic. Trudno mi wyobrazic sobie gorszy stan.
Nie mam siły wstać z łóżka, jestem ciągle zmęczona, dzień mija tak, że przesypiam go na łóżku, mogę wtedy nic nie jeść ani pić. W lepsze dni wstaję i funkcjonuję prawie normalnie,.
Tak chciałabym być zdrowa bo w ten sposób nie mogę zrobić nic z moim życiem, nawet jak przez chwilę jest dobrze to potem znowu wraca ten stan i musze jakoś walczyć żeby normalnie funkcjonować. I to poczucie, że moje życie wygląda jak wygląda i że mogłabym to zmienić ale nie umiem dodatkowo mnie dobija.
Przeraża mnie mój brak apetytu, bo czuję, że w ten sposób się wykończę.
Czasem mam wrażenie, że moża to nie derpesja, może jestem leniwa lub co innego jest ze mną nie tak. Brakuje mi energii i słońca.
Od 10 dni biorę wenaflaksynę. Nie pomaga mi na razie tak jakbym chciała.
Nie chce mi się płakać, nie mam mysli samobójczych, wprost przeciwnie chciałabym żyć, tylko nie mam siły, wydaje mi się, że może są jakieś rozwiązania ale poza moim zasięgiem. Czasem boję się, że to jakaś inna nieuleczalna choroba, której depresja jest tylko objawem i wtedy zastanawiam się czemu muszę chorować. Bo czuję się jak ciężko chora osoba.
Nie umiem się zwierzać ludziom "na żywo", właściwie to unikam moich znajomych bo nie mam siły z nimi rozmawiać. Chodziłam na terapię kiedyś z powodu fobii społecznej ale wydaje mi sie, że depresja nie jest z nią związana. Wolałabym już mieć fobię i być samotna ale jakoś funkcjonować w tej samotności niż coś takiego.
A może potrzebny jest mi tylko zimny prysznic, ktoś kto stałby nade mną i kazałby mi robić różne rzeczy, jednak nie mam w tej chwili nikogo takiego.
Jednocześnie mam poczucie, że życie może być fajne. Gdybym tylko mogła znać rozwiązanie.