To może i ja dorzucę swoje trzy groszy jako fan nauki języków - choć jeszcze bardzo daleka droga do poligloty u mnie. Ale angielski mam opanowany raczej dobrze - używam codziennie w dość dużej ilości. Jako, że ten język znam najlepiej ze znanych mi języków obcych, to opiszę swoje doświadczenia z nauką na jego przykładzie.
Na początku nauka angielskiego mi nie szła, miałem bardzo powolne postępy - było to jeszcze w podstawówce i gimnazjum. Przełom nastąpił w szkole średniej - miałem świetnego nauczyciela, który nie dość, że bardzo dobrze uczył gramatyki, to jeszcze pomógł się przełamać w mówieniu dzięki czemu złapałem pierwszy raz całkiem dobrą płynność w rozmowach (wcześniej ciężko mi było rozmawiać nawet jeśli teoretycznie znałem słowa). Uczył nas metodą Callana, a raczej jego namiastką, bo w pełni trudno ją było wprowadzić ale i tak całkiem sporo jej elementów było. Jest to kontrowersyjna metoda w sumie - jednym pomaga, innym nie. Mi pomogła bardzo przełamać się w rozmowach, żeby zacząć dość płynnie mówić. A w dodatku dobrze zgrała się z nauką gramatyki, choć teoretycznie nacisk w niej zdecydowanie nie leży na gramatyce, a właśnie na płynności rozmów.
Z gramatyką to było tak, że najpierw dostawaliśmy teoretyczną porcję wykładni kiedy się to stosuje, wraz z formalną regułką, ale równocześnie poświęcaliśmy niemal cały czas na rozmowy - nauczyciel pytał, my odpowiadaliśmy (oczywiście po kolei). Odgrywaliśmy jakieś scenki, gdzie mieliśmy np. coś prostego załatwić w urzędzie, sklepiej, na poczcie albo wynegocjować z partnerem (np. ustalić gdzie wybrać się w wolnym czasie). Prowadził rozmowę tak, żebyśmy mówili o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości w różnych kontekstach. Przez to musieliśmy używać zdań w różnych czasach i z różnymi konstrukcjami (np. strona bierna). Bardzo duża liczba wymawianych zdań wpływała na to, że po 2-3 miesiącach już intuicyjnie wiedziałem kiedy jaki czas zastosować choć nigdy nie pamiętałem regułek. Gdy ktoś mnie pytał kiedy stosować dany czas miałem problem często, żeby to stwierdzić, ale w rozmowach byłem w stanie użyć właściwego czasu. Podobnie z różnego rodzaju konstrukcjami gramatyki.
Także mogę polecić wypróbowanie tej metody jeśli inne nie przynoszą efektów - być może i dla kogoś będzie to przełom.
Ta metoda jednak nie pomogła mi ze słuchaniem - byłem przyzwyczajony do wymowy mojego nauczyciela, ale z filmami/native'ami miałem ogromne problemy, żeby ich zrozumieć. Tutaj pomogło mi to, o czym pisał Tomek - dużo seriali/filmów z napisami. Do tego starałem się słuchać jak najwięcej radia i podcastów po angielsku jak tylko mogłem, np. jechałem/szedłem gdzieś. Na początku szło mi bardzo opornie i niewiele rozumiałem, ale z czasem było znacznie więcej. Teraz jeśli mam problemy ze zrozumieniem czegoś, to raczej z braku specjalistycznego słownictwa (gdy np. gdzieś jest mowa o chemii akademickiej), a nie z problemów ze zrozumieniem znanych mi słówek. W zwykłych rozmowach nie mam problemu z dogadywaniem się. Chociaż jak byłem w Anglii zdarzało się, że z niektórymi native'ami miałem duże problemy, by się dogadać, ale to już kwestia osłuchania się z totalnie innym akcentem, który mieli.
Do nauki słówek korzystałem i korzystam z fiszek na telefonie/kompie - tutaj mogę polecić Duolingo i Anki. I bardzo polecam naukę słówek w kontekście zdań czyli razem ze zdaniami, w których są one używane - choćby proste, ale dające jasne zrozumienie kontekstu użycia danego słówka. Wtedy łatwiej potem je stosować i nie ma się aż tak dużo rozkmin typu "czy to słówko znaczy X, czy jednak znaczy Y, bo jego polskie tłumaczenie może być rozumiane różnie".
Są też techniki mnemoniczne, ale do mnie nigdy nie przemawiały. Niektórym wiem, że dużo pomagają.
Najważniejsze - uczyć się regularnie. Najlepiej codziennie. Lepiej w mniejszych porcjach, a częściej niż w dużych i rzadziej. Im częstszy kontakt z językiem tym lepsze efekty i mniej się zapomina, dzięki czemu mniej czasu się traci na przypominanie, a więcej ma na naukę nowych rzeczy. A jeśli jesteśmy naprawdę na maxa zabiegani to postawmy sobie małe cele i metodą małych kroków idźmy do celu - np. cel: nauczę się codziennie minimum 1 słówka. Albo przeczytam 1 akapit z artykułu/książki. Albo posłucham przez 1 minutę radia. Jest to coś tak małego, że nawet gdy będziemy mocno zmęczeni, to będziemy w stanie się zebrać do tego - bo to przecież bardzo proste, krótkie i niewymagające dużego wysiłku. A jak już zaczniemy coś takiego robić, to często zrobimy więcej niż to założone minimum, np. nauczymy się 5 słówek, a nie 1. Także ogólnie - lepiej coś niż nic. A jak tylko ma się więcej czasu to oczywiście warto więcej zrobić.
Jeśli ktoś myśli o bardziej swobodnym dogadywaniu się to bardzo polecam też szukanie native'ów do nauki - dzięki temu można osłuchać się z akcentem i bardziej codziennym językiem używanym w danym regionie, z którego native pochodzi. Czasem można znaleźć kogoś w ramach wymiany językowej - nie aż tak wielu native'ów angielskiego chce się uczyć polskiego, ale da się takich znaleźć. Tutaj polecam stronki typu interpals, mailfriends, penpals albo aplikacje typu Hellolingo. Czasem są też grupy wymiany językowej na Facebooku gdzie można kogoś takiego znaleźć.
Do tego czytanie artykułów i książek, żeby ćwiczyć umiejętności czytania ze zrozumieniem po angielsku. Ogólnie wg mnie ważne jest, żeby rozwijać wszystkie umiejętności - czytanie, pisanie, słuchanie i mówienie. Chyba, że ktoś potrzebuje języka zdecydowanie bardziej do rozmowy ustnie i nie przewiduje konieczności czytania/pisania zbyt dużo - wtedy można się skupić najpierw na tym słuchaniu i mówieniu. Ale w ogólnej nauce najlepiej uczyć się wszystkich tych umiejętności.
Wg mnie szczególnie na początku (tj. do momentu osiągnięcia poziomu średniozaawansowanego - odpowiadającego B2) warto mieć dobrą książkę do nauki, która pomoże w uporządkowany sposób przejść przez naukę gramatyki. Najlepiej z dużą liczbą ćwiczeń na wszystkie te wspomnianie obszary - czytanie, mówienie, pisanie i słuchanie. Choć akurat pisania może być trudno nauczyć się samemu, bo ktoś musi nam to ocenić pod względem poprawności, więc tutaj nauczyciel się przydaje. A dobry nauczyciel to skarb, więc jeśli tylko ma się możliwość takiego mieć - to na pewno warto.