hej,
od lat zmagam się ze stanami depresyjnymi. Celowo nie mówię o depresji bo nigdy nikt jej nie potwierdził. Parę razy zaczynałam terapię u psychologa ale nigdy nie udało mi się żadnej zakończyć. Zawsze coś było nie tak i przestawało mi coś odpowiadać. A to terapeuta nie tak coś powiedział, a to poczułam się lepiej. Takie złudzenia...
Właściwie to zastanawiałam się po co pisać ten post. Chyba bardzo chciałam się wyżalić bo od lat jestem z tym wszystkim sama. Trochę może jako ostrzeżenie, że założenie rodziny powinno się planować. Może chciałabym po prostu by ktoś napisał, że nie jestem potworem i że nikt nie będzie mnie oceniał za moje myśli. Sama nie wiem.
Przede wszystkim fakt, że nigdy wcześniej nie poradziłam sobie do końca z problemami i nie dokończyłam terapii sprawił, że teraz zmagam się z depresją (bo to już chyba nie stan depresyjny) w ciąży. Początkowo było wszystko ok. Etap oswajania się z myślą, że będę miała dziecko (nieplanowane) przebiegł dość łagodnie. Pełna byłam myśli, że dam radę, że mam mnóstwo osób na które mogę liczyć, że przecież tworzy się nowe życie, które daje człowiekowi mnóstwo radości.
Dziś kiedy ciąża stała się bardzo widoczna wszystkie przykrości z przeszłości powróciły.
Parę kilogramów więcej sprawiło, że znów nie akceptuję siebie. Godzinami patrzę w lustro i nie wierzę, że wraca to uczucie - brak akceptacji siebie, kilogramy z którymi walczyłam latami tak łatwo teraz się okładają na ciele. Otyłość, która przez 15 lat była moją zmorą znów sprawiła, że czuję lęki przed innymi. Znów czuję że każdy się na mnie patrzy i myśli "jaki grubas - jeszcze w ciąży".
Fakt, że pochodzę z patologicznej rodziny nie pomaga. Nigdy nie uporałam się ze swoją przeszłością. I konsekwentnie popełniam błędy matki i tak jak ona nie potrafiła dać mi ojca, tak ja krok po kroczku powtarzam jej błędy. Nigdy nie była szczęśliwa i ja też nie będę bo zachowuję się jak ona i kieruję dokładnie tymi samymi pokręconymi dziwnymi przekonaniami co ona. Uzależniłam się emocjonalnie od mężczyzny dokładnie tak jak ona. Nie mam nawet odwagi by go zapytać czy jest ze mną z poczucia obowiązku. Wydaje mi się, że pilnuje mnie bo boi się że mogłabym zrobić coś sobie, chociaż nigdy nie groziłam niczym takim. Mam poczucie, że mu też zniszczyłam życie.
Nie wiem czym jest miłość bo nikt mnie jej nigdy nie nauczył. Nie wiem co znaczy kochać. Ale bardzo dobrze wiem jak to jest nie umieć funkcjonować samemu. Wpajana przez całe życie świadomość że powinnam być wdzięczna, że ojciec się dla mnie poświęca sprawiła, że jestem wdzięczna każdemu mężczyźnie, który zechce poświęcić mi chwilę.
Zazdrość, która jest moim grzechem głównym doprowadza mnie na skraj załamania. Każda uśmiechnięta buzia innego człowieka jest dla mnie jak cios w policzek. Zazdroszczę wszystkim wszystkiego chyba dlatego że sama nigdy nie miałam nic.
A najgorsze uczucie to ta obrzydliwa pustka w środku. Każdego dnia myślę po co jestem na świecie. Każdego dnia obwiniam się o to jak mogłam pozwolić na to by stworzyć życie, które będzie miało taką matkę. Nie wiem nawet czy je kocham chociaż tak bardzo bym tego chciała. Znalazłam kilkanaście sposobów na to żeby się go pozbyć ale nigdy nie miałam odwagi. Może jest dla mnie jakaś nadzieja i jakieś uczucia we mnie jeszcze się tlą. Rozważam nawet żeby je oddać i wyjechać. Jest tyle dobrych domów, w których dostałoby mnóstwo miłości i szczęścia.
Staram się dbać o nie i o siebie na ile tylko mam sił choć już ich nie mam.
Boję się momentu gdy się urodzi. Boję się, że chociaż dałam mu życie to go nie pokocham. Boję się tego co będzie w przyszłości. Boję się, że będzie mnie obwiniać za to że nie ma normalnej rodziny. Zawsze marzyłam o normalnej rodzinie i tak bardzo nie potrafię pogodzić się z tym co zrobiłam.
Dziś kiedy już ledwo funkcjonuję, wiem że muszę skorzystać z pomocy psychologa. Szkoda tylko, że być może jest już za późno a do tego nie mam odwagi pójść i przyznać jak wielu osobom zniszczyłam życie.
Nienawidzę siebie za wszystkie moje decyzje, które podjęłam i które doprowadziły mnie do tego miejsca i stanu. Tak bardzo chciałabym cofnąć czas i znów być odpowiedzialna tylko za siebie.
Chciałabym też by to były tylko hormony i wahania nastroju. Bardzo bym chciała poczuć raz w życiu szczęście a nie jego złudzenie.
Czy jest tu jakaś mama, która zmagała się z czymś podobnym?